Wczoraj w wielu miastach odbył się protest taksówkarzy przeciwko „nieuczciwej konkurencji” w postaci tanich przewoźników. W ramach protestu, część taksówkarzy poruszała się w miastach z prędkością 5-10 km/h, co skutecznie sparaliżowało ruch.
Według Rafała Ziemkiewicza, taka forma protestu obróci się jednak przeciwko samym taksówkarzom, którzy są uzależnieni od oceny swoich klientów. – Wielu warszawiaków dowiedziało się, że skoro taksówkarze strajkują, to jest taka alternatywa i to na dodatek tańsza. Chcąc zaprotestować, zrobili sobie w moim przekonaniu straszną krzywdę. Może warto zobaczyć, jak to działa w dojrzałych demokracjach i oduczyć się metod sprzed lat, że kto ma jaki problem, to uwali się na ulicy, zablokuje przejazd i czeka, aż władza za niego ten problem załatwi – mówi.
Publicysta „Do Rzeczy” przyznał jednocześnie, że problem z Uberem istnieje w wielu europejskich miastach, ale tam państwo działa sprawniej i jakoś sobie z nim radzi. – U nas, gdzie przez 25 lat ustawodawca nie był w stanie określić, kto jest taksówkarzem, a kto zajmuje się przewozem osób, trudno się dziwić, że taksówkarze chcą szturchnąć rząd i zmusić władze, aby się tym problemem zajęły – ocenił.