Akcja „prezenty” rusza już w listopadzie. Pierwszą ofertę zaraz po Święcie Niepodległości przysłała mi Tate Gallery, jako zarejestrowanej na jakiejś liście członków. „Znajdź swój niezapomniany prezent w bezgranicznym świecie sztuki” – zachwala londyńska galeria. Kalendarze, książki, piżamka we wzór z Zanzibaru za 140 funtów, szaliki, apaszki, zabawki… Nieraz zdarzało mi się kupić drobiazgi w londyńskim Victoria & Albert, w Luwrze, w MOM. Prezenty ze sklepów muzealnych są ambitne, ale 10 zł jest tutaj zazwyczaj znacznie przekroczone. Jednak przed świętami misja „prezenty” odbywa się tam, gdzie mieszkamy. Trudno, trzeba się z tym zmierzyć. Żeby uniknąć koszmaru zakupów last minute, trzeba znojną robotę wykonać wcześniej, zanim sezon gwiazdkowy nabierze rozpędu.
Lista drogich niepotrzebnych
W PRL którego bynajmniej nie wspominam z czułością, było prościej. W okolicznościach, kiedy wszystkiego brakowało, a wymagania były odpowiednie do okoliczności, czyli niewielkie, radość sprawiał prezent prosty i tani: rajstopy, płyn do kąpieli, zestaw filiżanek nie do zdobycia (w sklepie Chinka). Dzisiaj jesteśmy ogólnie zamożniejsi, wymagania urosły, rynek eksplodował, Internet pozwala mieszkańcowi wsi pod Działdowem kupić pierścionek Cartier paroma wciśnięciami klawisza. Lub chociażby piżamkę w Tate. Zakładając, że kogoś stać.
Pomocą, wydawałoby się nieocenioną, mogą być przeglądy prezentów w kolorowych magazynach. Przejrzałam ofertę magazynu „Vogue”, wydanie amerykańskie. Oto, co znalazłam, ceny w dolarach. Dla niej: sweter z kaszmiru Khaite, marki ostatnio bardzo modnej i drogiej – 1780; torebka Saint Laurent – 2750; okulary słoneczne Prada – 2355. Dla niego: kosmetyczka Gucci – 890; butelka na wodę Prada – 160; doniczka z trawertynu – 100; zestaw świec i kadzidełek – 290.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.