Ta książka miała ostatecznie rozstrzygnąć wielki spór o Lecha Wałęsę. Triumfalizm, z jakim autorzy wywiadu z Wałęsą obwieszczają zawczasu swój sukces wydawniczy, bywa nawet zabawny. „Cenckiewicz wbija teraz zęby w ścianę, bo jego kolejny paszkwil o Lechu Wałęsie przegrał walkę w czasie” – napisał Andrzej Bober, współautor wywiadu rzeki z Wałęsą zatytułowanego „Ja”. Jednak zamiast wbijania zębów w ścianę podczas lektury przecierałem raczej oczy ze zdumienia.
Książka jest w gruncie rzeczy wielkim aktem samooskarżenia Wałęsy i dowodem na jego megalomańską niereformowalność, która w dodatku skutecznie uniemożliwia akolitom Wałęsy podjęcie jakiejkolwiek jego obrony. Pod wieloma względami obecna sytuacja przypomina okoliczności wydania w 2008 r. książki Wałęsy „Droga do prawdy”, którą finansowo wspierał rząd Tuska. Ona także miała być odpowiedzią na „paszkwil” „SB a Lech Wałęsa”, a okazała się blamażem wydawniczym i symbolem kłamliwej próby wytłumaczenia tego, co przecież jest w gruncie rzeczy niewytłumaczalne. Teraz jest podobnie. Obrona Wałęsy przed „Bolkiem”, a „Bolka” przed Wałęsą dała efekt groteski, na której końcu legenda „Człowieka z wąsem” dosłownie sięga bruku.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.