A zatem sukces programu „500+” rozbudza apetyty – rządzących i rządzonych, a także opozycji.
Elżbieta Rafalska, minister rodziny, pracy i polityki społecznej, już zdradziła, że rząd nosi się z zamiarem wprowadzenia corocznego dodatku w wysokości 500 zł dla najbiedniejszych emerytów – tych, którzy otrzymują świadczenia w wysokości do 1,5 tys. zł miesięcznie. Minister edukacji narodowej Anna Zalewska zapowiedziała z kolei dodatek „500+” dla nauczycieli dyplomowanych; dodatek, który „ma ich motywować do doskonalenia się i dowartościować”. Niewykluczone, że starania o własne „500+” dla tych par, które mogą się poszczycić 50 latami pożycia małżeńskiego, podejmie minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak. W każdym razie zaapelowali o to do niego samorządowcy z Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego, a wiceszef MSWiA Sebastian Chwałek nie powiedział „nie” i przyznał, że to „ciekawa propozycja”. Jednak pewnie i na tym nie koniec dobrych wieści, bo nie chce mi się wierzyć, żeby swoich „500+” nie chcieli mieć – do rozdawania – i inni ministrowie. Na przykład minister Szyszko – dla leśników, minister Radziwiłł – dla lekarzy, a minister Gliński – dla twórców. A już z całą pewnością zwolenników „500+” nie zabraknie wśród tych, którzy też chcieliby dołączyć do obdarowywanych jakimś dodatkiem. W końcu jak rozdawać, to dostawać!
Zaraz, zaraz, nie koniec… dobrych wieści? Dla kogo dobrych, dla tego dobrych. Wieści więc z pewnością dobrych dla beneficjentów tych wszystkich szykowanych programów rozdawniczych – a obserwując dotychczasowy zapał polityków PiS, można być pewnym, że pomysłów na ich mnożenie im nie zabraknie. Za to – z drugiej strony – wieści znacznie gorszych dla tych, którzy co miesiąc muszą się zrzucać, raz po raz odejmując sobie od ust, by sprostać szerokiemu gestowi rządu. A tak się jakoś składa, że rządzący, przy okazji ogłaszania kolejnych prezentów robionych przez siebie jednym obywatelom za pieniądze innych obywateli (i zarazem podatników), nawet słowem nie raczą wspomnieć, iż w tym samym czasie – po to, by starczyło na nowe wydatki, trzeba wprowadzić nowe podatki (bankowy) i parapodatki (od prądu, wody i torebek plastikowych) oraz podnieść wysokość już istniejących. A przecież już nawet dzieci wiedzą, że twierdzenie, iż pieniędzy na wszystko wystarczy dzięki uszczelnieniu systemu podatkowego, jest jaskrawym dowodem na oszczędne gospodarowanie prawdą. ©
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.