Jaka brzydka jest Warszawa...

Jaka brzydka jest Warszawa...

Dodano: 
Warszawa, zdjęcie ilustracyjne
Warszawa, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Pexels
Teresa Stylińska | Centrum Warszawy efektownie wygląda wieczorem. Jasne okna na czarnym tle są jak latarnie zawieszone w przestrzeni. Światło dzienne odkrywa jednak niewesołą prawdę: jest brzydko. Ciemność kryje zbiorowisko nieciekawych, banalnych budynków, monotonnych szklanych fasad, dziwacznych form.

Wybory samorządowe to dobra okazja, by zastanowić się, co jest naprawdę ważne, gdy zarządza się miastem. Jeżeli sądzić po deklaracjach i działaniach z ostatnich lat, to ważna jest szeroko rozumiana komunikacja – środki transportu, sieć połączeń, dostępność – w tym najważniejsze z ważnych, czyli ścieżki rowerowe. Ważna jest ekologia, zwłaszcza segregowanie śmieci, bo gdy dochodzi do wycinania drzew, sumienie ekologiczne często milknie. Ważna jest tzw. równość, stąd patronat nad paradami równości, czego przynajmniej – i to należy jej zapisać na wielki plus – Hanna Gronkiewicz-Waltz jako prezydent miasta konsekwentnie odmawiała.

Jak widział miasto Stefan Starzyński? Najznakomitszy z prezydentów Warszawy za cel postawił sobie uczynienie z niej miasta wielkiego nie tylko w wymiernych kategoriach. „Chciałem, by Warszawa była wielka [...]. Ja i moi współpracownicy kreśliliśmy plany, robiliśmy szkice wielkiej Warszawy przyszłości” – mówił we wrześniu 1939 r. w ostatnim swym przemówieniu radiowym.

Wszystko, co powstało w ciągu zaledwie pięciu lat rządów Starzyńskiego (który, dodajmy, objął urząd jako prezydent komisaryczny), przetrwało próbę czasu. Nie chodzi tylko o budowle publiczne, takie jak Muzeum Narodowe, wytwórnia papierów wartościowych czy akademik przy placu Narutowicza, lecz także o zwykłe dzielnice mieszkaniowe. Atrakcyjność przedwojennych dzielnic i kamienic z lat 30. jest nieustająca – co znajduje wyraz także w cenach mieszkań. To, co wówczas zbudowano, było nie tylko solidne. Było piękne.

Coraz wyżej i wyżej

Przywykło się uważać, że największym problemem estetycznym Warszawy jest zaśmiecenie przestrzeni publicznej i panujący w niej chaos: krzykliwe reklamy, wszechobecne billboardy, gigantyczne płachty zasłaniające całe fasady domów. To prawda – choć połowiczna. Bo z chaosem można się uporać. Wystarczyłoby twardo powiedzieć „nie” reklamowemu rozpasaniu. Jeśli nikt tego nie robi, to dlatego, że brakuje woli działania. Konia z rzędem temu, kto pamięta o ustawie krajobrazowej, z którą w swoim czasie wiązano duże nadzieje.

Artykuł został opublikowany w 14/2024 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także