W poniedziałek na konferencji prasowej w Mińsku Tomasz Szmydt, sędzia II Wydziału Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, poinformował, że poprosił o azyl polityczny na Białorusi i przekonywał, że musiał opuścić Polskę, ponieważ nie zgadza się z działaniami władz w Warszawie względem Rosji i Białorusi.
Sędzia poprosił o azyl na Białorusi. Spór w Polsce
Szmydt ogłosił także rezygnację z funkcji sędziego Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. "Zrzeczenie się funkcji sędziego jest wyrazem protestu przeciwko niesprawiedliwej i krzywdzącej polityce prowadzonej przez władze Rzeczypospolitej Polskiej wobec Republiki Białorusi oraz Federacji Rosyjskiej" – przekazał.
Temat od tego czasu rozgrzewa opinię publiczną. Obie strony polskiej sceny politycznej przerzucają się oskarżeniami o powiązania z kontrowersyjną postacią. Minister Sprawiedliwości Adam Bodnar podkreśla, że mężczyzna od dawna związany jest ze środowiskiem PiS, z kolei posłowie tej partii zauważają, że sędzia jakiś czas temu stał się podporą ekipy rządzącej, występował w TVN i był informatorem "Gazety Wyborczej".
Mocne słowa w "Szkle kontaktowym". Sianeckiemu puściły nerwy
Temat Tomasza Szmydta był również przedmiotem ostrej dyskusji w "Szkle kontaktowym" na antenie TVN24.
– Właściwie to nie wiadomo, czyj on jest. Teraz jest Łukaszenki, ale czyj on był wcześniej? – powiedział prowadzący Tomasz Sianecki, zapowiadając nagranie z rozmowy z Waldemarem Budą.
Po chwili na antenie pojawiło się nagranie z politykiem PiS. "Pupil TVN-u, pupil mediów mainstreamowych, okazuje się dzisiaj agentem, czy też współpracownikiem służb białoruskich, czy też rosyjskich. Bardzo ciekawe. Wielokrotnie u państwa występował, był gwiazdą, był autorytetem, który opowiadał o rządach Prawa i Sprawiedliwości. Dzisiaj rozumiem, nie jest już dla państwa zbyt wygodny" – usłyszeli w materiale widzowie "Szkła kontaktowego".
Sianecki nie pozostawił tych słów bez komentarza. Oskarżył Budę o "łgarstwo".
– Ciemny lud to kupi. To jest po prostu takie nawijanie makaronu na uszy, to jest po prostu takie łgarstwo. I to wszyscy politycy z tamtej strony mówią dokładnie to samo – ocenił. – Cała rzecz polega na tym, że jak już rzeczywiście pan Szmydt trafił do nas, to on trafił do nas jako bohater reportażu, ale tutaj bohater nie oznacza, że jest on kimś pozytywnym, tylko jest główną postacią, osią reportażu. On by do nas nie trafił, gdy wcześniej nie był u nich – zaprezentował swoją wersję dziennikarz TVN24.
Czytaj też:
Wielki powrót gwiazdy TVP. "Nie byłem propisowskim dziennikarzem"Czytaj też:
Znany aktor o głośnym wystąpieniu ministra. "Jako fachowiec..."