Korwin-Mikke: Lewo międzynarodowe

Korwin-Mikke: Lewo międzynarodowe

Dodano: 
Temida
Temida Źródło:PAP
JANUSZ KORWIN-MIKKE | Święcąca od połowy lat 30. tryumfy lewica ostatecznie podkopała pojęcie prawa, będące ostoją prawicy. Odbywało się to w atmosferze terroru moralnego. Dla każdego człowieka, który rozumie, co to jest prawo, jasne jest, że takie zwierzę jak „prawo międzynarodowe” nie istnieje.

Spiski dzielą się na udane i nieudane. W artykule w „Do Rzeczy” nr 2/2024 opisywałem udany spisek, w którego wyniku Europejską Wspólnotę Gospodarczą przekształcono na federalne państwo pod nazwą „Unia Europejska” (a obecnie trwają powolne prace nad przekształceniem UE w państwo unitarne. Ot, właśnie niedawno obserwowaliśmy próbę przejęcia przez UE lasów należących do III RP – czyli jedna trzecia Polski stałaby się domeną UE)!

I nikt by tego nie zauważył!

Dawniej spiski robili mężczyźni – i ich efekt był od razu widoczny (nieraz wręcz wybuchowy, gdyby udał się np. spisek prochowy). Gdy mężczyzna wprowadza się do kobiety, czyni to z przytupem. Kobieta inaczej. Pierwszego dnia zostawia w mieszkaniu wybranka szczoteczkę do zębów, drugiego dwie pomadki, trzeciego koszulkę nocną – i po półtora roku facet stwierdza, że jest omotany setkami niewidocznych więzi, których zerwanie bywa trudniejsze niż rozwód!

Otóż Unia jest tworzona metodą kobiecą. Na przykład czeka z niektórymi zmianami, aż ludzie przyzwyczają się, że są „obywatelami UE”. I w ten sam sposób tworzone jest „prawo międzynarodowe”.

Nic takiego jak „prawo międzynarodowe”, oczywiście, nie istnieje. Proszę o to spytać jakiegokolwiek prawnika. Powszechna definicja „prawa” brzmi: „Prawo to zespół norm określających postępowanie ludzi, norm ustanowionych lub usankcjonowanych przez państwo i zabezpieczonych aparatem przymusu państwowego”. Na to więc, by istniało „prawo międzynarodowe”, musiałby istnieć jakiś „rząd światowy”, który takie prawo by narzucał i miał policję, która by naruszenia tego „prawa” usuwała, a winnych stawiano by przed powołanymi przez to państwo sądami. Na razie, na szczęście, nie istnieją ani takie państwo, ani takie prawo.

Litera prawa a wola ludu

To, co wykłada się na licznych katedrach „prawa międzynarodowego”, to bardzo interesująca wiedza o tysiącach porozumień, które rozmaite państwa pozawierały między sobą, o zwyczajach międzynarodowych, ujmowanych często w formie „konwencyj” – np. konwencja wiedeńska o zwyczajach dyplomatycznych czy konwencja genewska i cztery konwencje haskie o prowadzeniu wojen. Jednak te układy dotyczą wyłącznie państw, które je podpisały. Również konwencje przyjęte przez ONZ obowiązują wyłącznie państwa należące do ONZ – a nawet od nich ciężko to wyegzekwować siłą, gdyż wymaga to jednomyślności wielkiej piątki z Rady Bezpieczeństwa.

Artykuł został opublikowany w 23/2024 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także