W sprawie obrony wschodniej granicy przed afrykańskimi „żywymi torpedami”, nasyłanymi przez Łukaszenkę i Putina, Donald Tusk i jego ekipa doszli do ściany. Śmierci żołnierza, pierwszego poległego w hybrydowej wojnie, nie da się przykryć żadnymi PR-owskimi sztuczkami. A każdy z faktów, który wychodzi na jaw, bulwersuje, przeraża i budzi niepohamowany gniew. Mamy ze strony rządzących do czynienia z bezprecedensową kumulacją kłamstw, nieudolności, złej woli i pogardy dla elementarnych polskich interesów. Tym bardziej że ta śmierć była skutkiem wcześniejszego aresztowania kolegów poległego za to, że oddali w stronę nacierającej hordy migrantów strzały ostrzegawcze – gdyby nie „efekt mrożący”, który musiała wywrzeć ta akcja prokuratury i żandarmerii, śp. Mateusz Sitek i jego koledzy zdołaliby prawdopodobnie odpędzić napastników atakujących ich dzidami. Aresztowanie zaś było skutkiem tego, że minister Bodnar, coraz bardziej bezwstydnie odgrywający na dworze Tuska rolę „człowieka od mokrej roboty”, powołał w kwietniu specjalny zespół zaufanych neoprokuratorów do ścigania rzekomych przestępstw polskiego wojska i Straży Granicznej przeciwko migrantom.
O jakości tego zespołu świadczy najlepiej to, że gdy sprawa wyszła na jaw, jako jego przedstawicielka wystąpiła w mediach prokurator Anna Adamiak – znana z tego, że w roku 2011 udostępniła reżimowi Łukaszenki dane o przepływach finansowych na koncie opozycjonisty i laureata Pokojowej Nagrody Nobla, co stanowiło podstawę do skazania go przez białoruski sąd na 10 lat ciężkiego więzienia. Ponieważ zrobiła to wbrew wyraźnym wskazaniom ówczesnego prokuratora generalnego, Andrzeja Seremeta, została za rządów PiS ukarana dyscyplinarnie i przeniesiona – co dało asumpt stowarzyszeniu Iustitia, już wtedy realizującemu wiernie partyjną linię polityczną PO, by ogłosić ją ofiarą „prześladowań reżimu”. Bodnar, wyraźnie borykający się w swym resorcie z brakiem ludzi o wystarczająco giętkich sumieniach, by wykonywać jego polecenia, dla których jakiejś podstawy prawnej poszuka się potem, przywrócił ją na stanowisko, awansował i – jak widzimy – ponownie rzucił na „odcinek białoruski”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.