"Dnia 30 marca na wieczną Wartę odeszli druhowie Janek i Alek. Męczeńską śmiercią żołnierza Polski Podziemnej zginął Janek. Szczęśliwy jestem, że dane nam było okazać, w czterech ostatnich dniach jego życia, miarę naszego braterstwa i przyjaźni. Śmierć Alka to śmierć żołnierza, tym piękniejsza, że w imię i w poczuciu ajwiększej dla nas wartości. Pierwszy obowiązek względem Janka spełniliśmy na Długiej. Drugim obowiązkiem względem nich jest unieśmiertelnienie ich obu, idąc samemu ich śladami i ich postaci stawiając jako wzory ludzi, jakich chcemy Polsce wychować. Janku i Alku, czuwamy i potrafimy pójść zawsze waszymi śladami" – napisał w rozkazie po śmierci Jana Bytnara i Macieja Aleksego Dawidowskiego Tadeusz Zawadzki "Zośka".
"Z radością mówił, że dni jego nie znają już godzin zmarnowanych"
Jan Bytnar był dowódcą hufca "Południe" Grup Szturmowych, będącego jednocześnie plutonem "Sad" Oddziału Specjalnego "Jerzy" Kedywu Komendy Głównej AK. Odszedł w wyniku obrażeń, odniesionych podczas brutalnych przesłuchań na Szucha. Stało się to cztery dni po odbiciu go wraz z innymi więźniami przez chłopców z Szarych Szeregów w słynnej Akcji pod Arsenałem. O tym, jakie katusze spotkały go z rąk gestapo pisał w relacji, która stała się dla Aleksandra Kamińskiego podstawą do napisania "Kamieni na szaniec", Tadeusz Zawadzki. "Janek był zdrowy lecz chudy i dość drobny: już pierwsze bicia doprowadzane były do utraty przytomności. Gdy chciał zemdleć, by nie czuć, nadstawiał głowę pod kije i mdlał. Zemdlonego budzono do życia kopaniem w brzuch i deptaniem rąk, wierceniem butami między nogi – czytamy w relacji "Zośki". Tadeusz podkreślał, że od pierwszego dnia "musiano go nosić na noszach lub ciągnięto go za ręce omdlałego, włócząc głową i nogami po schodach". Ostatnie dni życia były więc dla Janka ogromnym cierpieniem. Spędził je jednak nie na Pawiaku, ale z najbliższymi, w tym z serdecznym przyjacielem "Zośką". "Był dla nas wzorem żołnierza a zarazem instruktora Szarych Szeregów. Z radością mówił, że dni jego nie znają już godzin zmarnowanych" – powiedział po jego śmierci Tadeusz.
Barbara Wachowicz w swoich książkach poświęconym chłopcom z Szarych Szeregów opisała poruszającą sytuację, do której doszło kiedy towarzysze broni Janka przyprowadzili do niego matkę Zdzisławę Bytnarową. Kiedy zobaczyła Janka całego zabandażowanego, nachyliła się nad nim i zapytała: "Co cię boli, syneczku?". "Rudy" uśmiechnął się wówczas i poruszył jedynym niezabandażowanym palcem, wskazują że tylko on go boli. A bolało go wszystko, cierpiał nieprawdopodobnie. Matka nie płakała. Kiedy odeszła, powiedział o niej "Dzielna Mamusia". I było to ich spotkanie ostatnie. Janek zmarł w Szpitalu Wolskim.
"On swoje wypełnił chwalebnie, a gdy Ty będziesz zdawał swój egzamin, uważaj byś nie wypadł gorzej"
Tego samego dnia, co Janek odszedł "Alek". Maciej Dawidowski został ranny w brzuch podczas starcia z Niemcami w czasie Akcji pod Arsenałem, w której dowodził sekcją "granaty". Rana okazała się na tyle ciężka, że mimo przeprowadzonej w Szpitalu Dzieciątka Jezus operacji, zmarł.
30 marca 1943 roku, w dniu śmierci swego brata, Maria Dawidowska napisała: „Pierwsza ofiara już padła! Czy będziemy szlochać, rozpaczać, czy łzami oblewać jego zgon, czy Smutnie myśleć, że jutro to ja? Nieprawda! (…) My młodzi kładziemy swe życie w ofierze! Dziś Ty, a jutro ja! (…) Niech na pogrzebie żadna łza nie upadnie, spokój, powaga i radość! Radość? O tak, radość spokojna ludzi dorosłych, którzy swoje zadanie spełniają! On swoje wypełnił chwalebnie, a gdy Ty będziesz zdawał swój egzamin, uważaj byś nie wypadł gorzej, bo będzie wstyd! (…) Wiem, że wielu z Was zadaje sobie pytanie czy warto? Lecz myślę, że po głębszym namyśle wszyscy powiecie: warto! (…) Bo pomyśl, czyż nie warto złożyć swe życie w ofierze za to, by prawda zwyciężyła nad gwałtem, niesprawiedliwością i mordem. Warto tracić młode istnienia, by następne pokolenie mogło mieć tak jasną młodość i przyszłość, jak Ty miałeś swoje dzieciństwo! (…) by z dumą mogło to pokolenie patrzeć na swych rodziców i żeby miało tych rodziców. Żeby Twoje dzieci nie musiały stać pod więzieniem, by nie musiały trwać w ciągłym niepokoju i czuć się jak zagonione zwierzę. Czy warto? Myślę, że warto to mało, to nasza powinność i obowiązek. (…) zaciśnij zęby, choćbyś sam jeden miał zostać na świecie, stój mocno i twardo powtarzaj: Polak jestem!”.
Janek i Alek spoczęli pod jednym brzozowym krzyżem na Wojskowych Powązkach. Na ich grób przyjeżdża młodzież harcerska z całej Polski.