Premier Donald Tusk powiedział podczas posiedzenia sztabu kryzysowego w zeszłym tygodniu, że "jedną z konsekwencji powodzi musi być bardzo precyzyjna mapa zaniechań, zaniedbań, partactwa".
– Dlatego proszę się nie krępować. Dobrze, że wynaleziono tę nazwę "sygnalista" i nie mówimy już, że ktoś kapuje czy donosi, bo my musimy jako państwo mieć obiektywne, rzetelne sygnały, gdzie, co nie gra. Inaczej niczego się nie naprawi – podkreślił.
Powódź w Polsce. "Mapę partactwa" mają stworzyć Siemoniak i Kierwiński
Według ustaleń Wirtualnej Polski "mapę partactwa" mają stworzyć dla premiera szef MSWiA Tomasz Siemoniak i pełnomocnik rządu ds. odbudowy po powodzi Marcin Kierwiński, którego Tusk specjalnie w tym celu ściągnął z Brukseli.
"Politycy będą opierać się przede wszystkim na relacjach samorządowców i skupiać się na zaniechaniach podległych wojewodom sztabów kryzysowych w poszczególnych regionach" – czytamy w WP. Jak podkreśla portal, już dziś wiadomo, że nie na wszystkich poziomach sztaby działały efektywnie – i premier zdaje sobie z tego sprawę.
Ciężar komunikowania się z mieszkańcami zalanych miejscowości Tusk wziął na siebie. Według Onetu szef rządu "nie miał wyjścia, bo nie ufa służbom kryzysowym, które nie raz go zawiodły" i "zakładał, że bez takiej osobistej interwencji jego podwładni nie zdołaliby zapanować nad powodzią i likwidacją jej skutków".
Uspokajająca wypowiedź Tuska sprzed powodzi. "Sam nie ustrzegł się błędów"
WP odnotowuje, że premier, który ma rozliczyć urzędników i służby, a także naciskać na wyciągnięcie konsekwencji wobec przedstawicieli Wód Polskich, sam nie ustrzegł się błędów. I przypomina jego słynną już wypowiedź na temat "nieprzesadnie alarmujących prognoz" i braku powodu do paniki.
Czytaj też:
IMGW obala narrację Tuska. "Ostrzeżenia były w środę"