Katarzyna Pinkosz: Historia Alfiego Evansa poruszyła Polskę. Gdyby podobny przypadek wydarzył się u nas, jak zareagowałby pan jako minister zdrowia i jako lekarz?
Łukasz Szumowski: Nie znam szczegółów medycznych, trudno więc odnieść mi się merytorycznie do tej sprawy. Jeśli jednak ktoś inny chciał wziąć odpowiedzialność za dalsze prowadzenie leczenia chłopca i rodzice też wyrażali taką wolę, to nie rozumiem uporu brytyjskiego szpitala.
Czy w Polsce byłoby możliwe, żeby lekarze i sąd zadecydowali o odłączeniu dziecka od aparatury medycznej bez zgody rodziców?
W naszym kraju na szczęście tak się nie dzieje. Zaprzestanie uporczywej terapii trzeba jednak odróżnić od tego, co – jak czytałem w prasie – chcieli zastosować Brytyjczycy. Zakończenie podawania płynów i jedzenia nie jest zaprzestaniem uporczywej terapii, tylko aktywną formą zakończenia życia. W przypadku pacjentów terminalnych, u których rozpoczyna się proces umierania, etyczne jest zaprzestanie uporczywej terapii, by nie męczyć pacjenta, gdy wiadomo, że oprócz zapewnienia pewnego komfortu nic już dla niego nie można zrobić. Jeśli jednak są jakiekolwiek szanse i inny ośrodek chce podjąć się terapii, to powinno się wyrazić na to zgodę.
Gdy rozgrywał się dramat chłopca, u nas protestowali rodzice niepełnosprawnych dzieci. Jednym z wielu problemów, jakie mają, jest za mała możliwość rehabilitacji. Dotyka to wielu osób, nie tylko niepełnosprawnych.
Postulatem osób protestujących było zwiększenie kwoty na świadczenia z zakresu rehabilitacji, a nie zapewnienie dostępu do niej.
Słaby dostęp do rehabilitacji rzeczywiście jest problemem, który wymaga rozwiązania. Dlatego w połowie roku wprowadzimy pilotażowy program opieki fizjoterapeutycznej. Obecnie stosowane są tzw. turnusy: pacjent jest rehabilitowany tydzień lub dwa, a później przez cały rok pozostaje bez opieki. To nie jest dobre rozwiązanie, dlatego chcemy zaproponować inną formę opieki. Rehabilitacja rozpocznie się od pracy fizjoterapeuty z pacjentem, następnie pacjent będzie wykonywać ćwiczenia w domu i przychodzić na kontrole. Dzięki temu opieka stanie się bardziej systematyczna i rozciągnięta w czasie. Jeśli program pilotażowy się powiedzie, to będziemy iść w tym kierunku.
Obiecywał pan niedawno, że już za pana kadencji jako ministra skrócą się kolejki do specjalistów. Jak pan to zrobi?
Zaczęliśmy od skrócenia najdłuższych kolejek, najbardziej bolesnych dla pacjentów, np. do operacji zaćmy i endoprotezowania stawu biodrowego. To już częściowo udało się zrobić. W tym roku chcemy też skrócić oczekiwanie na badania diagnostyczne – tomografię komputerową i rezonans magnetyczny. Często na te badania czekają pacjenci nowotworowi, a od szybkiej diagnozy zależy życie. Nie naprawimy od razu całego systemu. Jeśli chodzi o specjalistów, to także chcemy zacząć od dziedzin najbardziej obleganych.
Czyli do których specjalistów już niedługo będziemy krócej czekać?
Na pewno powinni to być m.in. endokrynolodzy, kardiolodzy, neurolodzy. Kolejki wynikają z tego, że większość lekarzy tych specjalności przeszła do sektora prywatnego. Chcielibyśmy tak poprawić sposób płacenia, żeby chcieli pracować w sektorze publicznym.
Trudno będzie skrócić kolejki, skoro w Polsce tak dramatycznie brakuje lekarzy – w ostatnich latach wyjechało ich ok. 30 tys. Ma pan pomysł na ich zatrzymanie?
Nie wiemy dokładnie, ilu wyjechało, część pracuje za granicą i jednocześnie w Polsce. To duży problem, jeszcze większy w przypadku pielęgniarek. Zwiększamy liczbę osób przyjmowanych na studia lekarskie i pielęgniarskie. W tym roku utworzymy ponad 4,7 tys. miejsc na bezpłatnych dziennych studiach lekarskich – dla porównania w 2014 r. było ich 3133. Jeśli chodzi o zatrzymanie lekarzy w kraju, to porozumienie z rezydentami zakłada, że lekarz po zrobieniu specjalizacji dwa lata z pierwszych pięciu przepracuje w Polsce. To będzie powodowało pewne zakorzenienie i powinno zmniejszyć liczbę wyjeżdżających. Pamiętajmy, że decyzja o wyjeździe na stałe nie jest łatwa. To pewien dramat osobisty: tu pozostają rodzina, przyjaciele.
Będą też zachęty dla lekarzy, żeby wracali?
Podczas niedawnej wizyty w USA spotkałem się m.in. z Polakami, którzy pracują w National Institutes of Health – najlepszej instytucji medycznej, naukowej na świecie. Wielu z nich mówiło, że chętnie wróciłoby do Polski, gdyby mieli szansę na prowadzenie atrakcyjnych prac naukowo-badawczych. Obawiają się jednak, że biurokratyczna rzeczywistość naszych uczelni medycznych i instytucji naukowych nie pozwoli im wykorzystać tego, czego nauczyli się w NIH. Chciałbym przygotować kilka bardzo dobrych ofert dla naukowców. Planujemy m.in. powołać Agencję Badań Medycznych, która finansowałaby niekomercyjne badania kliniczne, sprawdzała, czy nowe leki i technologie lekowe, które refundujemy, rzeczywiście się sprawdzają i są przydatne w Polsce. W tej chwili wszystkie programy refundacyjne opierają się na badaniach przeprowadzonych przez firmy. Mam nadzieję, że jeszcze przed wakacjami projekt ustawy powołującej taką agencję znajdzie się w Sejmie.
Już cztery miesiące jest pan ministrem. Co uważa pan za swój największy sukces?
Jestem zadowolony z porozumienia z rezydentami, gdyż jest to porozumienie patriotyczne. Można powiedzieć: dojrzałe – w znaczeniu funkcjonowania państwa. Pokazujemy w nim, że lekarze specjaliści są ważni, ale jeśli mają być godziwie wynagradzani, to za pracę w jednym miejscu – bo wtedy będą mieć czas dla pacjenta. Dzięki temu, że ich docenimy, zdecydują się na pracę w Polsce. Bardzo mi zależało, żeby rozmów i porozumienia nie sprowadzać tylko do podwyżek, ale żeby w porozumieniu znalazły się elementy propaństwowe. Dostrzegam pierwsze sukcesy w skracaniu kolejek: jak wspomniałem, już są nieco mniejsze, m.in. jeśli chodzi o operacje zaćmy. Również wzrost nakładów na ochronę zdrowia będzie szybszy, niż pierwotnie zakładano – premier Mateusz Morawiecki zdecydował, że 6 proc. PKB osiągniemy już w 2024 r.
Zapowiedział pan utworzenie Narodowego Instytutu Onkologii. Co na tym zyska pacjent?
Utworzenie Narodowego Instytutu Onkologii zapowiedział pan premier Mateusz Morawiecki. Chodzi o stworzenie narodowej sieci onkologicznej, składającej się z krajowego i wojewódzkich centrów koordynujących, które będą współpracować z ośrodkami akademickimi i koordynować leczenie pacjenta – w zależności od potrzeby kierować go do szpitala z odpowiednim stopniem referencyjności. Dzisiaj pacjent, który dowiaduje się, że ma raka, oprócz tego, że cierpi, musi sam dla siebie szukać pomocy. Najczęściej robi to chaotycznie, nie wie, do jakiego lekarza ma się zgłosić, czeka na badania. To jest niedopuszczalne. Chcemy, żeby przez całe leczenie onkologiczne prowadził go koordynator. On znajdzie dla chorego miejsca i terminy wizyt, badań, podpowie, co dalej. Mam nadzieję, że dzięki temu powstanie system przyjazny dla pacjenta, który wspiera go w tym trudnym momencie, gdy dowiaduje się o rozpoznaniu choroby nowotworowej.
To znaczy, że gdy np. dowiem się o nowotworze, pójdę do centrum onkologii i tam koordynator ustawi całe leczenie?
Nie trzeba będzie iść, wystarczy zadzwonić. Koordynator powie, gdzie iść na badanie, do lekarza, gdzie będzie najszybsza tomografia komputerowa.
Pacjent, idąc do szpitala, będzie mógł sprawdzić, czy w danym szpitalu dobrze leczą?
Chcemy oceniać i premiować jakość. Pacjent powinien mieć możliwość zapoznania się z informacjami o szpitalu, do którego trafia – o rodzaju i liczbie wykonywanych operacji, efektach leczenia, odnotowanych powikłaniach itp. Dzięki temu będzie mógł świadomie zdecydować, gdzie chce być leczony. Zaczynamy przekształcać Centrum Monitorowania Jakości w Agencję Monitorowania Jakości, która będzie miała dużo szersze uprawnienia. Z uwagi na rosnące potrzeby pacjentów zwiększamy nakłady na zdrowie, tak aby wykonywanych było więcej zabiegów, operacji, badań. Jednocześnie jednak musimy zadbać, aby były one wykonywane na dobrym poziomie. Obecnie niewiele szpitali posiada certyfikaty jakości. Chcemy, żeby wszystkie przechodziły tę procedurę, która nie służy karaniu, tylko ma spowodować, że szpitale będą poprawiały swoje procedury, by np. zmniejszyć liczbę powikłań.
Zapoczątkował pan niedawno rok debat na temat przyszłości ochrony zdrowia w Polsce. Takich debat było już wiele. Te będą inne?
Ta debata jest wyjątkowa, ponieważ pierwszy raz nie będziemy mówić o tym, jak jest źle i co nie działa. Celem naszej ogólnonarodowej debaty będzie pytanie o priorytety: Co zrobić ze wzrastającymi nakładami na ochronę zdrowia? W latach 2018–2024 przeznaczymy 830 mld zł na ochronę zdrowia, podczas gdy w latach 2008–2014 było to 465 mld zł. Ilość pieniędzy gwałtownie wzrośnie. Musimy się zastanowić, jak je najlepiej wydać, jak zainwestować. Wspólnie z ekspertami i pacjentami odpowiemy na pytania, co trzeba zrobić jak najszybciej, a co można trochę później. Drugie ważne pytanie postawione w tej debacie: Jak chcemy docelowo zorganizować ochronę zdrowia? Chciałbym, żeby to Polacy odpowiedzieli na te pytania, a nie tylko ja, jako minister. Jeśli wspólnie przeanalizujemy sytuację i znajdziemy rozwiązania, to liczę na to, że wreszcie będziemy mieć stabilny system ochrony zdrowia. W ochronie zdrowia potrzebujemy stabilizacji. Pacjenci, Polacy, nie lubią rewolucji.
A jaka jest pana wizja?
W mojej wizji jest miejsce zarówno dla funkcjonowania prywatnego, jak i publicznego systemu ochrony zdrowia. Powinny jednak funkcjonować na jasnych zasadach, grać fair. W tej kadencji na pewno nie będziemy likwidować NFZ, jestem coraz większym jego zwolennikiem, ponieważ zaczął lepiej funkcjonować. Skłaniam się ku utrzymaniu systemu składkowego, a nie czysto budżetowego. Jak jednak powiedziałem – chcę zapytać Polaków, co oni uważają. Pytania muszą być tak sformułowane, żeby były jasne dla każdego. Do tej pory sposób rozmawiania o ochronie zdrowia był hermetyczny, ludzie nie rozumieli, co mówią eksperci i politycy. Zainicjowana przeze mnie debata ma służyć również temu, aby Polacy rozumieli, co robimy, i akceptowali to lub wyrażali swoje niezadowolenie.
Jest pan trochę idealistą…
Zawsze byłem raczej realistą. Gdy słyszę, że nie da się skrócić kolejek, mówię, że skoro VAT udało się uszczelnić, to uda się też skrócić kolejki.
Mówił pan o powołaniu Instytutu Biotechnologii Medycznej. Zaczną powstawać polskie innowacyjne leki?
Tworzeniem IBM zajmuje się resort nauki, środki na ten cel zostały zagwarantowane w budżecie. To będzie grunt pod innowacyjne badania medyczne w Polsce. Podczas niedawnej wizyty w USA wicepremier Jarosław Gowin podpisał umowę pomiędzy USA a Polską w zakresie współpracy naukowo-technologicznej, a ja rozmawiałem o podpisaniu w niedługim czasie porozumienia o współpracy między amerykańskim departamentem zdrowia a polskim rządem. Pozwoli to na lepszą współpracę w zakresie badań medycznych. Powinniśmy za kilka lat mieć lepiej rozwinięty innowacyjny sektor biotechnologiczny i sektor medycznych start-upów. Proszę spojrzeć na VIB – flamandzki Wirtualny Instytut Biotechnologiczny – w ciągu 10 lat udało się stworzyć jedną z najlepszych instytucji naukowych, a jednocześnie mocny sektor gospodarki kraju. Warto iść tym śladem. Badania naukowo‑medyczne napędzają gospodarkę, tworzą się nowe firmy, nowe start- -upy. Część z nich osiągnie sukces i może wreszcie Polska stanie się istotnym graczem na rynku farmaceutycznym.
Jak to się stało, że pan, ceniony profesor kardiologii, zdecydował się zostać ministrem zdrowia?
Może to, co powiem, zabrzmi archaicznie… Bycie ministrem traktuję jako formę pewnego zobowiązania wobec swojego kraju. Jeśli czułem się choć trochę kompetentny, to musiałem powiedzieć „tak” wyzwaniu postawionemu przez pana premiera.
Nie kryje się pan ze swoimi konserwatywnymi poglądami, podpisał pan m.in. deklarację sumienia. Nie bał się pan ataków z tego powodu?
Nigdy nie kryłem swoich konserwatywnych poglądów. Uważam, że jasność w tym zakresie jest lepsza niż milczenie lub ukrywanie ich. Nie oznacza to, że nie mogę w bardzo konstruktywny i życzliwy sposób dyskutować z osobami, które mają przeciwne poglądy. Chętnie rozmawiam ze wszystkimi.
Dzisiaj pan podpisałby deklarację sumienia?
Poglądów nie zmieniłem. Podpisywaliśmy ją w okresie, kiedy w wątpliwość były podawane wolność lekarza i klauzula sumienia. Na szczęście Trybunał Konstytucyjny uznał je za immanentną część zawodu lekarza i problem został rozwiązany. Są kraje, gdzie klauzula sumienia nie jest respektowana. Uważam jednak, że bez niej trudno wykonywać ten zawód.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.