Lustracja. Żona podpisała się za radnego?

Lustracja. Żona podpisała się za radnego?

Dodano: 
Sąd, zdj. ilustracyjne
Sąd, zdj. ilustracyjne Źródło:Flickr
Do sądu wpłynął akt oskarżenia wobec radnego Andrzeja G. Mężczyzna złożył oświadczenie lustracyjne, w którym miał minąć się z prawdą. Ponadto zamiast sam podpisać dokument, miał dać go do podpisu małżonce. – informuje „Gazeta Polska Codziennie”.

Cała sprawa sięga kilka lat wstecz. Od 2014 roku w gliwickim Sądzie Okręgowym było prowadzone postępowanie lustracyjne wobec radnego gminy Niegowa, Andrzeja G. Zostało ono zakończone rok później. Sąd wydał orzeczenie, w którym stwierdził, że G. skłamał w oświadczeniu lustracyjnym. W związku z podważeniem oświadczenia lustracyjnego, wobec radnego orzeczono utratę wybieralności na okres lat czterech i zakaz pełnienia funkcji publicznych także przez cztery lata.

Sprawa trafiła jednak do Sądu Apelacyjnego w Katowicach. Tam, w ramach postępowania odwoławczego uzyskano opinię biegłego z zakresu pisma ręcznego, z której wynikało, że G. nie podpisał swojego oświadczenia lustracyjnego. W związku z tym postępowanie lustracyjne zostało umorzone. Z uzasadnienia sędziów wynikało, że skoro nie ma podpisu lustrowanego pod oświadczeniem lustracyjnym, to nie można zweryfikować prawdziwości samego oświadczenia.

Tymczasem prokurator IPN ustalił, że z opinii biegłego z zakresu pisma ręcznego wynika, iż oświadczenie lustracyjne zostało podpisane przez żonę radnego. Wobec tego instytucja skierowała sprawę do prokuratury. Radnemu został przedstawiony zarzut posłużenia się sfałszowanym dokumentem, zaś jego małżonce – zarzut podrobienia tego dokumentu.

G. utrzymuje jednak, że sam podpisał oświadczenie lustracyjne. Jego żona zaś przyjęła linię obrony, że co prawda sporządziła oświadczenie lustracyjne męża, ale nie miała wiedzy, że będzie ono gdziekolwiek przedłożone.

„Istotny w tej sprawie jest fakt, że po sfałszowaniu oświadczenia lustracyjnego w 2008 r. radny złożył w 2016 r. taki dokument ponownie, przyznając się już do współpracy z bezpieką PRL. W tej sytuacji może kandydować, dopóki nie zostanie prawomocnie skazany. A na to nie ma szybkich widoków – znamy tempo pracy polskich sądów, szczególnie w sprawach lustracyjnych” – pisze Maciej Marosz.

Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Czytaj także