Nie doszło do pobicia profesora Jana Malickiego – uznała prokuratura i umorzyła śledztwo w tej sprawie – informuje RMF FM. Śledczy mieli uznać, że prof. Jan Malicki. szef Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego, potknął się na chodniku lub na schodach. Upadając, uderzył się w głowę, co mogło skutkować utratą pamięci.
"On sam wcześniej twierdził, że podeszły do niego dwie osoby w mundurach przypominających stroje strażników miejskich. Zapytali go o nazwisko, a gdy je podał, miał otrzymać cios w głowę. Prokuratura badała te okoliczności. Pięciokrotnie przesłuchała pokrzywdzonego. Przesłuchała także jedenastu świadków, sprawdzano też między innymi zapisy kamer monitoringu, zamówiono również opinię medyczną dotyczącą obrażeń poszkodowanego, określającą, w jaki sposób powstały. Żaden z tych dowodów nie potwierdził wersji o napadzie" – opisuje rozgłośnia.
Prof. Malicki mówi o napadzie
Prof. Jan Malicki, dyrektor Studium Europy Wschodniej UW, trafił pod koniec grudnia do szpitala po tym, jak został napadnięty w Warszawie. "Malicki w mniejszej grupie udał się na spotkanie na Powiślu i w czasie powrotu na teren uniwersytetu w Parku Kazimierzowskim podeszło do niego dwóch mężczyzn. Byli ubrani w stroje przypominające mundury strażników miejskich, dlatego zapytany o nazwisko udzielił im odpowiedzi. Potem padł cios w głowę, po którym stracił przytomność" – relacjonował Biełsat. Pojawiły się podejrzenia, że za atakiem mogli stać Rosjanie lub Białorusini.
Według relacji prof. Malickiego, w parku podeszło do niego dwóch mężczyzn w mundurach policyjnych. Pytali go: "jak pan nazywa się?". – Jak mi wrócił kolejny obraz do pamięci, to wywnioskowałem z tego, że w tym jest element wschodni, bo w tym jest błąd składniowy. Polak zapytałby: "jak pan się nazywa?", a policja w ogóle: "proszę imię i nazwisko". Wiem, bo parę mandatów w życiu zapłaciłem – powiedział w Polsat News naukowiec. Zdradził również, że we wrześniu trzykrotnie w ciągu czterech dni zobaczył tego samego człowieka podczas wieczornych spacerów. Jednak nie zgłosił sprawy na policję. – Nie pamiętam najważniejszego momentu, czyli tego, gdy straciłem przytomność – podkreślił.
W śledztwie przesłuchano m.in.: dwóch ratowników medycznych, dwóch strażników miejskich oraz dwóch mężczyzn, którzy wezwali pomoc.
Czytaj też:
Atak na prof. Malickiego. "Element wschodni"Czytaj też:
Romanowski: Bodnar wpadł w panikę po propozycji Tuska