Tytuł fatalny. Budzący skojarzenia dalekie od świątobliwego nastroju, w jaki wprowadzić ma jego dopełnienie: „Ssanie. Głód sacrum w literaturze polskiej”. Co prawda autor od początku różnymi akademickimi trickami próbuje uzasadnić swój wybór. A to napisze o wysysaniu czegoś z mlekiem matki, a to przytoczy inne związki frazeologiczne, a to przygrzeje cytatami z Rabelais’go, św. Augustyna, poprawi Gombrowiczem, zaklajstruje Bobkowskim, ale sprawa nie da się tak łatwo wyegzorcyzmować i chichot co chwila jednak wzbudza i niesmak. Tak więc, niestety – jakby się chciało powiedzieć po angielsku – the title sucks.
Oto Jakub Lubelski (rocznik 1984) chce uprawiać krytykę literacką bez ukrywania swoich głębokich przekonań religijnych. Chce, przyznając się do katolicyzmu, identyfikując z własnym pokoleniem, mocno zanurzony we współczesne spory, dokonywać aktów lektury i przy pomocy krytyki literackiej uprawiać swoistą teologię literatury. Dziełom literackim chce zadawać pytania najważniejsze. O Boga, sens życia, metafizykę. (…)
Podczas gdy Lubelski anektuje twórców, pokazuje, że kieruje nami wszystkimi metafizyczny głód, że w zasadzie wszyscy jesteśmy wielką wspólnotą poszukującą sensu, kierującą się tymi samymi wartościami, ja krzywię się z niesmakiem, dociskam do muru, próbuję ostrzegać przed zagrożeniami dla duchowego życia ukrytymi w efekciarskich frazach, błędnych metaforach, fałszywym światopoglądzie.
Oj, wznieca żywioły polemiczne Lubelski, oj, irytuje. No ale czy nie na tym, nie na irytowaniu, ma polegać krytyka literacka? (…)