Krzysztof Stanowski zapewne nie zbierze ostatecznie wielu głosów – sam przecież prowadzi kampanię z przekazem: „Proszę na mnie nie głosować, nie po to tu jestem” – ale w pewnym sensie już te wybory wygrał. Mimo że początkowo nic tego nie zapowiadało, a początek był dość słaby, inauguracyjna przemowa, w którą wkleił fragmenty przemówienia Wojciecha Jaruzelskiego z 13 grudnia 1981 r., nikogo nie rozśmieszyła, a wielu zdezorientowała i kazała podejrzewać, iż happening znanego youtubera jest jednorazowym wygłupem mającym zwrócić na jego autora uwagę i nic poza tym.
Pomysł nie wydawał się zresztą nowy. We francuskich wyborach prezydenckich w roku 1981 sporo namieszał komik Coluche (Polakom znany głównie z filmu „Skrzydełko czy nóżka”, gdzie grał u boku Louisa de Funèsa), który swój start motywował, tak samo jak twórca Kanału Zero, wyłącznie zamiarem zdemaskowania i ośmieszenia establishmentu oraz mechanizmów polityki. Przykładów można by znaleźć wiele – szczególnie w USA, gdzie procedura rejestracji jest najprostsza, regularnie znajdują się na kartach glosowania nazwiska celebrytów, radiowych gawędziarzy czy gwiazdek popkultury – ale Polakom ruch Stanowskiego ożywił w pamięci przede wszystkim dwóch rodzimych kandydatów „spoza układu”. Jednym jest Stan Tymiński, którego wygrana z premierem Tadeuszem Mazowieckim w roku 1990 (wyprzedził go, awansując do drugiej tury wyborów prezydenckich, w której przegrał z Lechem Wałęsą) stanowiła taki szok, że wciąż jest pamiętana, mimo że Tymiński okazał się polityczną efemerydą i nikomu już później – a próbowało wielu – nie udało się jego sukcesu powtórzyć. Drugim przykładem był start w tych samych wyborach pięć lat później satyryka Jana Pietrzaka. Ten ostatni bardzo na swej decyzji stracił – próbując w kampanii z żartownisia „Pana Janka” zmienić się w przywódcę niestroniącego od wzniosłości i patriotycznego patosu, ostatecznie nie tylko nie zdobył głosów, lecz także utracił sporo ze swej niezmiernej w czasach późnego PRL popularności.
Przekaz dla „normalsów”
Niektórzy wróżyli podobny los Stanowskiemu – szczególnie „autorytety” oddane obozowi władzy. Nie brakło też patetycznych połajanek za urządzanie sobie kpin ze „święta demokracji”, oskarżeń o brak odpowiedzialności i wyrazów zniesmaczenia. Pamiętajmy, że od czasu swego nieuzgodnionego z establishmentem sukcesu medialnego, którym okazał się Kanał Zero, Stanowski jest w środowisku „Gazety Wyborczej” nie mniej znienawidzony niż media „prawicowe”, a nawet o tyle bardziej, że w przeciwieństwie do dziennikarzy oklejonych etykietą „pisowskości” jego przekaz trafia do szerokiej rzeszy apolitycznych „normalsów”.
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.