20 października mijają trzy lata od śmierci Przemysława Gintrowskiego, poety i barda pokolenia podziemnej Solidarności, człowieka niezłomnego
Przemysław Gintrowski urodził się w 1951 r. w Stargardzie Szczecińskim, zamieszkał w Warszawie. Tam aktywnie działał w drużynie harcerskiej „Czarna Jedynka”. W 1968 r. stworzył własny zespół muzyczny Między Niebem a Ziemią grający przede wszystkim covery: The Doors, Rolling Stones, Animals, Procol Harum. Jako piosenkarz i kompozytor zadebiutował w 1976 r. na przeglądzie piosenki w warszawskim klubie Riviera
– Początkowo śpiewał i tworzył banalne piosenki o miłości, o życiu. To się zmieniło, gdy związał się z Jackiem Kaczmarskim. Wciągnął go ten bunt, jako młody człowiek stał się bardem robotników. Jednym z najwybitniejszych – wspomina Michał Lorenc, kompozytor, wieloletni znajomy Gintrowskiego.
W 1979 r. Gintrowski wspólnie z Kaczmarskim i ze Zbigniewem Łapińskim nagrali „Mury” – utwór, który stał się nieformalnym symbolem Solidarności. W grudniu 1981 r. Kaczmarski został we Francji, gdzie akurat koncertował, Gintrowskiemu komunistyczne władze odmówiły wydania paszportu. Tak zaczęła się jego solowa kariera. Jego utwory opierały się głównie na tekstach Kaczmarskiego i poezji Zbigniewa Herberta.
– Utworów Gintrowskiego słuchało się w czasie długich wieczorów, po godzinie policyjnej, gdy jak sam śpiewał, „papieros krążył z ust do ust”. Miały nieprawdopodobną moc podnoszenia na duchu, dodawania siły. On sam bardzo przeżywał utwory, na koncertach wręcz płonął – mówi Piotr Semka, publicysta „Do Rzeczy”, w okresie PRL działacz opozycyjnego Ruchu Młodej Polski i NZS.
– Powielaliśmy jego nagrania na kasetach sprowadzanych z Niemiec, wydawaliśmy śpiewniki z jego utworami, nuciliśmy je na strajkach. On był nasz. W jego pieśniach był nasz bunt, nasz sprzeciw wobec całego zła komunizmu – wspomina Jerzy Borowczak, jeden z inicjatorów strajku w Stoczni Gdańskiej w 1980 r.
Po 1989 r. Gintrowski mógł znów koncertować, nagrywał własne płyty i utwory do filmów. Często kontestował rzeczywistość III RP. Ostatni koncert dał w marcu 2012 r. w ramach obchodów Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych. Zmarł po długiej i ciężkiej chorobie w październiku 2012 r.
– Dzisiaj bardzo brakuje kogoś takiego jak on. Kogoś, kto tak jak Gintrowski z siłą dynamitu potrafiłby wyrazić sprzeciw wobec zła, beznadziei, tej całej ponurej aferalnej rzeczywistości. On miał taki talent – wspomina Jan Pietrzak, satyryk, twórca Kabaretu pod Egidą.
fot. Włodzimierz Wasyluk
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły:
dorzeczy.pl/gielda