Najpierw, w czwartek 19 listopada, dokładnie w 250. rocznicę powstania sceny narodowej, uroczysta odsłona „Kordiana” Juliusza Słowackiego w reżyserii Jana Englerta. (...)
21 listopada, Wrocław. Druga premiera. Ta głośniejsza, bo związana ze skandalem obyczajowym. Z punktu widzenia Krzysztofa Mieszkowskiego, dyrektora Teatru Polskiego i posła Nowoczesnej, rzeczywiście – sukces. Dążąc do zwarcia, prąc ku konfrontacji, wykreował wielkie wydarzenie. (...)
Teraz w spektaklu „Śmierć i dziewczyna”, wbrew zapowiedziom o elementach pornograficznych i seksie na żywo, też się cofnięto i aktorów porno wykorzystano do kilkudziesięciosekundowej symulacji aktu, w której największym przekroczeniem było wymierzanie klapsów raz w jeden pośladek, raz w drugi, do czego naprawdę nie trzeba było sprowadzać duetu nieszczęśników z południa. (...)
Rządzący próbujący odzyskać teatr z rąk lewackich macherów, stają przed kolosalnym wyzwaniem: oto szkoły artystyczne przez lata kształciły uczniów w paradygmacie genderowo-krytycznym. Nawet jeśli ktoś nie dał się zbałamucić na studiach, jeśli trafił na rozsądnych wykładowców, to prędzej czy później dyscyplinowany był przez rzeczywistość teatralną. Jeśli nawet ktoś nie przyswoił w szkole myślenia o teatrze jako czynniku społecznej zmiany, nie przyswoił niemieckiego publicystycznego wzorca relacji aktor – widz, to przecież system nagród, recenzji, mechanizmów promocji oddanych w służbę przeorania anachronicznej konserwatywnej zaściankowej świadomości społeczeństwa wprzęgały go w kierat postępowej Europy. I przecież nie inaczej ewoluowała teatralna publiczność. Zmianie podlegało samo wyobrażenie, czym teatr powinien być, jakie treści nieść, jakimi środkami się posługiwać. Na kim oprzeć się mają ludzie pragnący konserwatywnej zmiany w teatrze? Starsze pokolenie, jak pokazuje premiera w Narodowym, woli eklektyzm i bezpieczeństwo, uciekając od skrzeczącej pospolitości. Młodzi, zafascynowani estetyką przekroczenia, łatwością stosowania genderowych wytrychów, niecierpliwi, zdeprawowani sztuką krytyczną, szybko poddają się opiekunom i pochlebcom w rodzaju Krzysztofa Mieszkowskiego. Zapowiada się niesamowity spór.
A że scena i okolice staną się polem bitwy? Czyż nie takie jest powołanie naszego teatru narodowego?
fot. N. Kabanow