Oby to agencja ratingowa Standard & Poor’s się myliła, obniżając ocenę wiarygodności kredytowej Polski w walutach obcych z A – do BBB+ i wskazując, że perspektywa jest negatywna, czyli istnieje prawdopodobieństwo dalszych jej obniżek. Oby to agencja S&P się myliła, a nie myliła się agencja Fitch Ratings, która tego samego dnia podtrzymała swoje ratingi dla Polski na poziomie A – dla zobowiązań w walutach obcych i A w walucie krajowej, z perspektywą stabilną. I oby nie mylił się minister finansów Paweł Szałamacha, który podkreślił, że S&P pomyliła się, obniżając nasz rating i będzie musiała go podnieść, bo polska gospodarka ma się dobrze.
Oby więc to S&P się myliła, a przeprowadzane u nas zmiany nie doprowadziły do trwałego podwyższenia deficytu finansów publicznych, a w konsekwencji – do dalszego, szybkiego powiększenia długu państwa i destabilizacji finansów publicznych. Oby nie doprowadziło do tego rozluźnienie i tak już kruchej, budżetowej reguły wydatkowej. Oby nie doprowadziły do tego ani kosztowny dla budżetu program Rodzina 500+ (ok. 20 mld zł rocznie), ani podniesienie kwoty wolnej od podatku z żałosnych 3 tys. do 8 tys. zł (następne ok. 20 mld zł rocznie), ani powrót do niższego wieku emerytalnego – z 67 lat do 65 dla mężczyzn i 60 dla kobiet (następne grube miliardy złotych rocznie).
Oby błędna okazała się też obawa, że wprowadzenie podatku bankowego w przyjętej przez Polskę wysokości – najwyższej w UE? – doprowadzi, tak jak na Węgrzech, do sporego spowolnienia akcji kredytowej i w rezultacie negatywnie odbije się na tempie rozwoju gospodarczego. A spodziewane uchwalenie ustawy wspomagającej frankowiczów zachwieje naszym systemem bankowym.
Oby także żaden z pozostałych pomysłów, co rusz ochoczo zgłaszanych przez polityków PiS, takich jak usztywnienie rynku pracy, podniesienie tego czy owego podatku lub karanie ludzi lepiej pracujących i zarabiających choćby zakazem otrzymywania przez nich dodatku na dziecko, nie przegonił z Polski zagranicznych i polskich inwestorów oraz kolejnych setek tysięcy Polaków – wykształconych, pragnących dobrze pracować, dużo zarabiać i płacić niskie podatki. Oby nie przegonił np. na Węgry, gdzie Viktor Orbán jedną z pierwszych decyzji rządu w 2011 r. wprowadził liniowy PIT – na poziomie 16 proc., który z początkiem tego roku obniżył do 15 proc. I gdzie CIT wynosi tylko 10 proc. (u nas – 19 proc.). Krótko mówiąc: oby ostrzeżenia, które płyną zewsząd i które uosabia obniżenie Polsce ratingu przez S&P, okazały się na wyrost. Tak bardzo na wyrost, by wkrótce nie tylko S&P, lecz także Fitch Ratings i Moody’s podniosły nasze ratingi.
Za to fatalnie dla każdego z nas byłoby, gdyby sytuacja w Polsce zmierzała w takim kierunku, że nasze ratingi obniżałaby nie tylko S&P, lecz także pozostałe agencje.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.