Po wizytach marszałka Sejmu i ministra spraw zagranicznych 8 lutego wizytę w stolicy Węgier zaplanowała premier Beata Szydło, a niebawem pojedzie tam także prezydent Andrzej Duda. To dobrze. Zwłaszcza jeśli dyplomatyczna ofensywa Polski zostałaby rozwinięta także w kierunku innych stolic w regionie. Dobrą do tego okazję stwarza tegoroczne 25-lecie najstarszego środkowoeuropejskiego porozumienia – Grupy Wyszehradzkiej.
Węgry i kto jeszcze? Ta ostatnia nie ma za sobą najlepszego okresu. I – wbrew często formułowanym opiniom – trudno za ten stan rzeczy jednoznacznie obarczać winą naszych wyszehradzkich partnerów, skoro to Warszawa dawała po wielekroć do zrozumienia, że preferuje wspólną grę z większymi państwami Unii Europejskiej, chociażby w formacie weimarskiego trójkąta Polska-Niemcy-Francja. Jeśli jednak prawdą jest, że „największym politycznym osiągnięciem współpracy stało się podniesienie jej na szczebel szefów państw i rządów (od 1998 r.)” – tak jak o Trójkącie Weimarskim informują nas strony internetowe MSZ – to trudno zarazem nie zauważyć, że ostatnie takie spotkanie „na szczycie” odbyło się w 2013 r. Tak się również jakoś dziwnie składa, że oczekiwania zwolenników objęcia Polski sankcjami po raz pierwszy zaczęły materializować się w przypadku francusko-niemieckiej telewizji Arte, która w styczniu zawiesiła współpracę z TVP, choć statutowo „służy promocji zrozumienia i współ- pracy między narodami Europy”.
Jakże inaczej na tym tle wygląda twarde „nie” Budapesztu dla polityki sankcji. Dzięki zapowiedzi węgierskiego weta sytuacja polskiego rządu w starciu z komisarzami UE stała się bardziej komfortowa. Brak konsensusu w Radzie Europejskiej oznacza bowiem brak moż- liwości nałożenia na Polskę sankcji. (...)
fot. Krystian Maj/Forum