Niedawny wywiad z Krystyną Jandą w „Newsweeku” pokazał, że emocje bywają ogromne. Najpierw aktorka apelowała do posłanki Krystyny Pawłowicz, aby się uspokoiła. „Przypuszczam, że ta kobieta ma klimakterium w ostrym stadium. I ja to znam: uderzenia gorąca, nieopanowane ruchy. Tylko ja na to biorę plastry. Jeżeli na Polskę ma wpływać klimakterium Krystyny Pawłowicz, to ja przepraszam. […] Nie mogę słuchać tonu, dźwięku, barwy głosu, który towarzyszy tym oświadczeniom” – powiedziała Janda. I nawet Paulina Młynarska, dziennikarka krytyczna wobec PiS, zarzuciła aktorce przekroczenie granicy, bo ta użyła argumentów typowych dla osób nienawidzących kobiet: „Okazuje się, co niestety nie jest niespodzianką, że pogarda dla kobiet ma się doskonale po obu stronach politycznej barykady!”
Pawłowicz nie pozostała dłużna i na łamach „Super Expressu” odparowała, że nie obchodzi jej zdanie „emerytowanej aktorki”, bo lepiej rozmawiać o Polsce i ustawach PiS w Sejmie. Czy skieruje sprawę na drogę sądową przeciw Jandzie? – Nie mam zamiaru nadawać jej wypowiedziom dodatkowego rozgłosu. Mam dużo własnej pracy i żadnych kroków wobec pani Jandy nie będę podejmowała – mówi „Do Rzeczy” Pawłowicz. Tymczasem sama przegrała proces, który wytoczyła Monice Olejnik. Zarzuci- ła jej kłamstwo po tym, jak dziennikarka opisała w felietonie, że w grudniu 2014 r. pani poseł krzyczała do innych parlamentarzystów: „Stul pysk” i „Ty chamie”. Wedle Pawłowicz to nieprawda, bo w stenogramie z posiedzenia Sejmu tych słów nie zapisano. W sądzie zeznawali jednak posłowie, którzy to słyszeli. (...)