Oscary w oparach absurdu
  • Piotr GociekAutor:Piotr Gociek

Oscary w oparach absurdu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Główna nagroda dla słabego i tendencyjnego filmu „Spotlight” oznacza jedno: że jedyną mniejszością, którą wolno obrażać w Hollywood, są katolicy

Podczas gdy media pełne są przede wszystkim rozważań nad Oscarem dla Leonarda DiCaprio („nareszcie”, „zasłużył”, „dlaczego teraz”, „czemu nie za »Wilka z Wall Street«”, „czy nagradzać przyjaciela Putina”), dużo ważniejszym sygnałem tegorocznej, 88. Gali Nagród Akademii Filmowej jest dla mnie wyróżnienie filmu „Spotlight”. Słabiutki dramat obyczajowy i thriller, w którym tyle jest emocji co w skórce wyciśniętej cytryny, sprawiał wśród nominowanych w tym roku obrazów wrażenie tego wepchniętego na siłę. Skończył tymczasem wyścig z dwoma prestiżowymi nagrodami: dla najlepszego filmu roku i dla najlepszego scenariusza. Dlaczego tak się stało? Nie wątpię, że przede wszystkim dlatego, iż była to okazja, żeby dołożyć Kościołowi, od dawien dawna ulubionemu szwarccharakterowi amerykańskiej popkultury.

"Fabułę skrojono tak, by widz kibicował bohaterom i coraz bardziej oburzał się na zakłamany, zdegenerowany kler” – pisał Wiesław Chełminiak na łamach „Do Rzeczy” (6/2016). „Mimo wysiłków scenarzystów Kościół katolicki jako organizacja przestępcza wypada jednak jeszcze bardziej blado niż tytoniowe koncerny w »Informatorze«. Film Toma McCarthy’ego byłby dziełem spełnionym jedynie jako thriller. A tu jak na złość dzielnym żurnalistom nic nie grozi”. Oscar dla „Spotlight” jest tym bardziej podejrzany, że ten film po prostu nie ma oscarowego poziomu w żadnym elemencie. (...)

fot. akm/Forum

Cały artykuł dostępny jest w 10/2016 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także