Trump, jak przystało na twardego biznesmena, zawsze wchodził do negocjacji z kopa: mogę wam zabrać ten cały kanał Panamski nie pytając nikogo o zdanie! Albo: mogę zrobić z Kanady 52. stan USA, i zabrać Grenlandię Danii! A potem: chyba, że sami odsuniecie od Kanału Chińczyków, albo dacie mi na uprzywilejowanych warunkach dostęp do kanadyjskich i grenlandzkich złóż, zwłaszcza tych, które właśnie stają się dostępne wobec cofania się arktycznych lodowców.
Zgodnie z tą, powtórzę – wypracowaną od lat, i jak dotąd zawsze powtarzaną z sukcesem metodą – Trump powinien zacząć telefoniczną rozmowę z Putinem od przypomnienia mu, że amerykańska broń atomowa góruje nad rosyjską o tyle, że on może jednym guzikiem zamienić Moskwę i wszystkie inne ruskie miasta w popiół, a Putin w odwecie najwyżej spali Berlin i Paryż, co tylko ułatwiłoby samemu Trumpowi grę, samej Ameryki zaś Rosja nie sięgnie, bo już od czasów Reagana ma za krótkie łapki. A potem dopiero zasugerować, że może tego guzika nie naciskać, jeśli Putin zacznie się zachowywać racjonalnie i zakończy tę wojnę.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.