Angela Merkel mówi o armii europejskiej, która miałaby przejąć kompetencje armii krajów członkowskich. W Polsce część polityków mówi, że to dobry pomysł, lepszy niż „fort Trump”. Czy powstanie takiej armii to w ogóle realny scenariusz?
Romuald Szeremietiew: Powstanie takiej armii jest bardzo mało prawdopodobne.
Dlaczego?
Po pierwsze – głównym gwarantem bezpieczeństwa w Europie wciąż pozostaje Pakt Północnoatlantycki. Po drugie – armia jest jednym z głównych atrybutów niepodległości państwa. Nie sądzę, by poszczególne kraje zdecydowały się łatwo na rezygnację z armii.
No, chyba, że pójdzie to w kierunku jednolitego państwa europejskiego, federacji?
Rzecz w tym, że to państwo na razie nie powstało i nie zanosi się, by miało powstać. Są dwa ścierające się nurty – budowy Europy Ojczyzn, który miałby opierać się na współpracy niepodległych państw europejskich. To stanowisko wielu polityków europejskich. Są oczywiście poglądy bardziej centralistyczne, prezentowane głównie przez środowiska lewicowe, mówiące o budowie wspólnego państwa. Są też tendencje odśrodkowe. Na pewno o budowie jednego państwa dziś nie ma mowy.
A czysto hipotetycznie – co oznaczałoby powstanie takiej armii?
Takie pomysły pojawiają się co kilka lat. Jednak nie wiemy, jakie byłyby relacje takiej armii z NATO. Po drugie, w tych deklaracjach zakładających budowę wspólnej armii mówi się, że rywalem oprócz Rosji mają być Stany Zjednoczone. To już zupełne kuriozum.
Czy armia taka miałaby szansę nawiązać rywalizację z USA?
Absolutnie nie! Stany Zjednoczone wciąż są najpotężniejszą armią na świecie. Różnica poziomie jest ogromna. I nie ma szans, by Europa, nawet przy wspólnej armii krajów członkowskich mogła Stanom w bliskiej perspektywie czasowej dorównać.
Czytaj też:
Macron chce europejskiej armii? Ostra odpowiedź TrumpaCzytaj też:
Skrajne reakcje na słowa Merkel w PE. Z jednej strony oklaski, z drugiej buczenie
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.