Ponownie pojawiły się propozycje budowy jednej armii europejskiej. Tym razem mówią o tym kanclerz Niemiec Angela Merkel i przede wszystkim prezydent Francji Manuel Macron. Czy takie propozycja mają sens i w ogóle są realne?
Roman Polko: Taka propozycja pojawia się często, a najciekawsze jest to, że każdy, kto ją zgłasza, ma co innego na myśli. Francja chce wspólnej armii z konkretnego powodu.
Jakiego?
Wojna w Libii pokazała, że francuska armia jest zbyt słaba, by skutecznie przeprowadzić inwazję, by być w stanie pozyskiwać i przekazywać informacje wywiadowcze. A francuscy politycy od lat, od czasu De Gaulle’a mają ambicje budowania równorzędnego supermocarstwa. Jednak potencjał ku temu, by prowadzić politykę kolonialna mają zbyt słaby i armia europejska miałaby pomóc w jego budowie. To jest zupełnie coś innego niż wizja Polaków, którzy wszelkie sojusze traktują raczej jako sojusze obronne, mające na celu obronę sojuszników przed wspólnym zagrożeniem.
Na przykład armia europejska jako dodatkowe wsparcie NATO przed zagrożeniem Rosji?
I właśnie Manuel Macron mówiąc o wspólnej europejskiej armii powiedział, że miałaby ona być w stanie przeciwstawić się Rosji, Chinom, ale też Stanom Zjednoczonym. Wymienienie jednym tchem USA obok Chin i Rosji jest kompletnie niezrozumiałe. Jesteśmy w jednym sojuszu obronnym. Amerykanie ratowali Europę w czasie I i II wojny światowej, zimnej wojny, wreszcie wojny w Jugosławii. Należałoby sobie postawić pytanie, czy propozycja Macrona nie jest czasem wprost propozycją budowania czegoś w kontrze do paktu Północnoatlantyckiego. Jeżeli tak postawić sprawę, to nie jest to dobre. Na szczęście nikt do tego nie dopuści.
Ale potencjał obronny Europy powinien być wzmocniony?
Tak, jednak propozycja Macrona wcale nie jest krokiem w kierunku wzmocnienia tego potencjału. Przeciwnie – to krok do jego osłabienia, bo jeżeli jest wymierzona w USA, to tak należy to rozumieć. Widać też, że interesy krajów europejskich są od siebie odległe. Że należy na nowo zdefiniować wspólne bezpieczeństwo. Bo Putin wygrywa właśnie na tym, że nie potrafimy wspólnie czegokolwiek zbudować. Że każdy rozgrywa swoje interesy. Najbardziej tracą na tym kraje takie jak Polska, Litwa, Łotwa, Estonia. Bo to nam zależy na tym, by Europa była bezpieczna, by zagrożenie ze Wschodu było traktowane tak samo jak zagrożenia południowej flanki UE. Ambicji podbojów i tworzenia nowych kolonii w przeciwieństwie do Francji na pewno nie mamy.
A czy taka armia miałaby w ogóle jakiekolwiek szanse na bycie faktyczną przeciwwagą dla największych światowych potęg?
Potencjał ekonomiczny samej Unii wskazuje, że mogłaby to być armia tak samo silna jak Stany Zjednoczone. Problem polega jednak na niespójności, niejednolitości, niekompatybilności. Kilkadziesiąt rodzajów czołgów, inny w każdym kraju itd. A więc ujednolicenie uzbrojenia musiałoby być pierwszym krokiem. Poza tym, aby w ogóle kogokolwiek przekonać do wspólnej armii należałoby nakłonić kraje takie jak Francja, czy Niemcy do większych wydatków na obronę oraz wspieranie wschodniej flanki NATO. I wtedy można budować jakąś europejską strukturę. W ramach NATO, nie przeciwko niemu.
Czytaj też:
Polko: Nie może być tak, że dochodzi do stłuczki i prezydent wychodzi z auta, spaceruje. Jest w ten sposób wystawiony na strzałCzytaj też:
"To katastrofa wolnego świata". Macierewicz ostro o koncepcji armii europejskiej
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.