Co się stało z prof. Normanem Daviesem? Na co nagle zachorował angielski historyk mieszkający w Polsce i cieszący się opinią wielkiego przyjaciela Polaków, autora książek, które prostowały krzywdzący obraz naszego kraju rozpowszechniany na Zachodzie? Pod koniec kwietnia w brytyjskim „Observerze” profesor mówił o polskich „ksenofobicznych politykach” i o jakimś zachowującym się „jak bolszewik paranoidalnym awanturniku”. Oczywiście winien jest PiS i winien jest Jarosław Kaczyński. To on jest owym bolszewikiem i awanturnikiem, a jego partia „jest najbardziej mściwym gangiem w Europie”.
Czy chodzi o wojnę o Trybunał Konstytucyjny albo nową ustawę o mediach? Nie, sprawa ma dwa inne aspekty. Pierwszy jest prościutki i pokazuje, że wielcy historycy też bywają małymi ludźmi. Otóż tak ostre słowa Normana Daviesa zostały wywołane tym, że nowy minister kultury i wicepremier Piotr Gliński ośmielił się oświadczyć, iż Muzeum Drugiej Wojny Światowej zostanie połączone z Muzeum Westerplatte i będzie prezentowało „polski punkt widzenia” zamiast forsowanej przez poprzedni rząd narracji o tym, jak to na równi cierpieli Polacy zabijani przez Niemców i Niemcy wypędzani przez Polaków. Tak się bowiem składa, że Davies jest przewodniczącym Kolegium Programowego muzeum, więc dotychczasowe koncepcje, jak rozumiem, przynajmniej firmował własną twarzą, jeśli nie wymyślał. Teraz zapewne prestiżowe stanowisko straci, a przecież miało być tak pięknie – wszystko już było dogadane. (...)