Spokojnie na święta
Artykuł sponsorowany

Spokojnie na święta

Dodano: 
Spokojnie na święta
Spokojnie na święta Źródło: fot. adobe stock
Oblodzone drogi, mróz, gęsta mgła i nagłe opady deszczu lub śniegu sprawiają, że łatwo o kolizję. Jak przygotować samochód na zimowe warunki? Jak hamować, aby nie wpaść w poślizg? Jak jeździć podczas gęstej mgły?

Chociaż z policyjnych statystyk wynika, że najpoważniejsze wypadki zdarzają się wówczas, gdy świeci piękne słońce, nawierzchnia jest sucha, a widoczność idealna, to atak zimy co roku powoduje na drogach poważne utrudnienia. Brzydka pogoda, opady śniegu i deszczu, a także mgła czy gołoledź sprawiają bowiem, że szybko rośnie liczba drobnych stłuczek oraz kolizji.

Nie tylko opony

Zimowe warunki sprawiają, że droga hamowania się wydłuża. Aby móc z odpowiednim wyprzedzeniem reagować na różne sytuacje, warto zadbać o dobrą widoczność. Tanim, a mimo to często zaniedbywanym obowiązkiem powinna więc być wymiana płynu do spryskiwaczy z letniego na zimowy. Jeśli o tym zapomnimy, ryzykujemy, że płyn zamarznie. Tymczasem same wycieraczki mogą nie dać rady oczyścić szyby z rozjeżdżonego błota, wylatującego spod kół jadących przodem aut. O zmianie płynu ana zimowy warto więc pomyśleć, zanim chwycą pierwsze mrozy.

Co zrobić, jeśli płyn w aucie zdążył już zamarznąć? Wtedy zamiast marnować czas na rady wszelkiej maści blogerów, można po prostu umyć szybę na najbliższej stacji benzynowej i ruszyć do ogrzewanego garażu lub na parking podziemny pod biurowcem, w którym pracujemy, albo np. w galerii handlowej. Po postoju na ciepłym parkingu płyn do spryskiwaczy powinien odmarznąć. Wówczas trzeba tylko „wypsikać” resztki płynu letniego i zalać zbiornik płynem zimowym. Wbrew internetowym mądrościom nie warto ryzykować wlewania do zbiornika ciepłej wody, benzyny czy różnego rodzaju rozpuszczalników. Zastosowanie tych rad może bowiem być szkodliwe dla auta. Z tego samego powodu nie warto oszczędzać na jakości płynów do spryskiwaczy – te najtańsze nie tylko brzydko pachną, lecz także mogą nawet doprowadzić do uszkodzenia powłoki lakierniczej.

Na nic zda się zimowy płyn do spryskiwaczy, jeśli perfekcyjnie nie będą działać wycieraczki. Wymiana zużytych na nowe nie jest droga, a znacząco zwiększa zarówno bezpieczeństwo, jak i komfort jazdy. Podczas porannych przymrozków pamiętajmy także, aby absolutnie nie próbować ułatwiać sobie życia poprzez używanie wycieraczek zamiast skrobaczki do szyb, gdyż łatwo można je wówczas uszkodzić.

W okresie, w którym dnie są krótkie, a zmierzch zapada błyskawicznie, trzeba też zadbać o odpowiednie oświetlenie pojazdu. Uszkodzone lampy należy wymienić na nowe. Warto również wymienić niesprawne żarówki. Wszystkie lampy powinny być też czyste. Dla naszego bezpieczeństwa reflektory muszą być również prawidłowo ustawione, aby nie oślepiały kierowców jadących z naprzeciwka.

Ważną inwestycją zwiększającą bezpieczeństwo w okresie zimowym jest też zakup kompletu opon zimowych, ewentualnie opon całorocznych. Polskie prawo nie wymaga zmiany opon w zależności od pory roku, ale badania jasno pokazują, że opony letnie nie zapewniają wystarczającej przyczepności w zimowych warunkach. Z wymianą ogumienia z kompletu letniego na zimowy nie warto czekać na pierwszy śnieg lub siarczysty mróz. Wizytę u wulkanizatora najlepiej zamówić, gdy temperatura spadnie do ok. 7 st. C. Unikniemy wtedy długich kolejek, ale zapewnimy sobie również większe bezpieczeństwo. Opony zimowe mają bowiem w swoim składzie specjalne mieszanki krzemionki, która zachowuje większą elastyczność w zimowych warunkach. Przed wymianą opon na „zimówki” warto też sprawdzić, czy nadają się one do jazdy w kolejnym sezonie. Eksperci radzą zakup nowego kompletu, kiedy głębokość bieżnika spadnie do ok. 4 mm. Zużyte opony mają bowiem znacznie słabszą przyczepność na śniegu. Stare ogumienie dużo gorzej radzi sobie też z odprowadzaniem wody. Pseudooszczędność może się więc skończyć wysokim rachunkiem za naprawę auta (według danych Komendy Głównej Policji w 2017 r. niewłaściwy stan ogumienia występował w 25,6 proc. samochodów, biorących udział w wypadkach, których bezpośrednią przyczyną była niesprawność techniczna pojazdu). A to nie koniec potencjalnych kosztów. Jeśli głębokość bieżnika spadnie poniżej 1,6 mm, to trzeba się też liczyć z 500-złotowym mandatem za stwarzanie zagrożenia w ruchu lądowym i odebraniem dowodu rejestracyjnego. A co za tym idzie – z koniecznością zapłaty za dodatkowe badanie techniczne pojazdu.

Nie warto więc ryzykować. Zwłaszcza że dobre opony zimowe wcale nie muszą być bardzo drogie. Egzamin zimą może zdać wiele modeli z klasy ekonomicznej i średniej, kosztujących 150–300 zł za sztukę. Przed zakupem można zapoznać się z wynikami testów prowadzonych np. przez unijne komisje, a także ADAC czy GTU. Przy wyborze opony zimowej warto upewnić się także, czy jest ona odporna na tzw. aquaplaning, czyli zjawisko utraty przyczepności w czasie jazdy po mokrej nawierzchni. Trzeba jednak pamiętać, że nawet najdroższa i najlepsza opona zimowa na nic się nie zda, jeśli nie dostosujemy prędkości do pogody i warunków na drodze.

Osoby, które jeżdżą głównie po dobrze odśnieżonych miejskich ulicach i nie pokonują rocznie zbyt wielu kilometrów, mogą także zainteresować się oponami całorocznymi (wielosezonowymi). Ich zaletą – poza oszczędnością czasu i pieniędzy na wymianie ogumienia dwa razy do roku – jest również to, że kierowca jest lepiej przygotowany na nagłe zmiany pogody (np. śnieg w październiku lub pod koniec kwietnia). Trzeba jednak pamiętać, że ogumienie tworzone z myślą o konkretnych warunkach pogodowych zawsze będzie lepsze niż uniwersalne. Poza różnicami w składzie opon w ogumieniu całorocznym mniejsza jest również liczba nacięć (tzw. lamelek) poprawiających przyczepność na śniegu – musi tak być, aby latem klocki bieżnika nie odkształcały się podczas jazdy z dużą prędkością po suchej, nagrzanej przez słońce nawierzchni. Kierowcy preferujący dynamiczny styl jazdy, a także poruszający się autami o wysokiej mocy silnika, będą więc istotnie bezpieczniejsi, jeśli zdecydują się na dwa komplety opon: letnie i zimowe. Niezależnie od tego, jakie ogumienie ostatecznie wybraliśmy, należy regularnie – co najmniej raz w miesiącu – sprawdzać ciśnienie powietrza. W zimowych warunkach bardzo ważne dla naszego bezpieczeństwa jest także sprawdzenie układu hamulcowego, płynów hamulcowych oraz klocków. Sprawdźmy też sprawność hamulca ręcznego. Proste i niedrogie czynności mogą uratować nam życie. Aby mieć pewność, że w ogóle damy radę wyruszyć w drogę, przed zimą sprawdźmy też stan akumulatora. To szczególnie ważna zasada dla właścicieli samochodów z silnikiem Diesla, choć oczywiście nie tylko dla nich. Warto wiedzieć, że gdy temperatura za oknem spada do –18 st. C, to akumulator ma jedynie 50 proc. mocy rozruchowej. Aby nie mieć problemów z otwarciem drzwi, dobrze jest z kolei posmarować gumowe uszczelki preparatem z silikonem.

Poślizg i mgła

Zimą warto zachować szczególną ostrożność, ponieważ warunki na drogach mogą zmieniać się niezwykle dynamicznie. A do tego nagłe zagrożenie nie zawsze jest dobrze widoczne. Nawet doświadczeni kierowcy mogą np. nie zauważyć, że drogę pokrył „czarny lód”, czyli cienka warstwa zamarzniętej wody. Co prawda nawierzchnia zaczyna wówczas połyskiwać, ale łatwo pomylić ją z po prostu mokrą drogą.

Właśnie dlatego złe warunki pogodowe powinny skłonić do zdjęcia nogi z gazu, a także do zwiększenia odstępu od pojazdu poprzedzającego. Spokojny styl jazdy i próba przewidywania tego, co może wydarzyć się na drodze, pozwalają też na uniknięcie gwałtownego hamowania oraz groźnego poślizgu. W zimowych warunkach najlepiej jest bowiem zacząć wytracanie prędkości od hamowania silnikiem – odpowiednio redukując biegi, nie ryzykujemy utraty kontroli nad autem.

Przed wyjazdem w zimową podróż warto przypomnieć sobie również zasady jazdy we mgle. Bardzo wielu kierowców w Polsce nadal używa ich bowiem nieprawidłowo i podczas opadów śniegu lub deszczu niepotrzebnie oślepia innych kierowców. Niepotrzebne włączanie świateł przeciwmgłowych sprawia także, że mniej widoczne stają się światła stopu. Taki kierowca naraża się więc na ryzyko wypadku lub kolizji. Za niewłaściwe używanie świateł można też dostać mandat.

Takich problemów łatwo uniknąć, Prawo o ruchu drogowym precyzyjnie informuje, że tylne światła przeciwmgłowe kierujący może włączyć, „jeżeli zmniejszona przejrzystość powietrza ogranicza widoczność na odległość mniejszą niż 50 m. W razie poprawy widoczności kierujący pojazdem jest obowiązany niezwłocznie wyłączyć te światła”. Częstym błędem jest też używanie we mgle świateł drogowych (tzw. długich) – ich włączenie w takich warunkach jedynie pogarsza i tak słabą widoczność. Podczas jazdy w gęstej mgle, której często towarzyszy też śliska nawierzchnia, trzeba też znacząco ograniczyć prędkość. Kierowcy, którzy przy minimalnej widoczności mkną autostradą 140 km/godz., narażają się na śmiertelne niebezpieczeństwo. We mgle rośnie bowiem ryzyko karambolu. Aby uniknąć nie tylko tragicznego w skutkach wypadku, lecz także drobnej stłuczki, powinniśmy zwolnić tak bardzo, aby być w stanie zatrzymać się na takim odcinku drogi, jaki akurat jest dla nas widoczny. Jak to sprawdzić? Pomocna jest choćby prosta reguła dwóch sekund – jeśli kierowca poprzedzającego pojazdu minie np. znak, słupek lub latarnię, to my powinniśmy dojechać do tego punktu najwcześniej w ciągu dwóch sekund. Jeżeli dojedziemy szybciej, to znaczy, że dla własnego bezpieczeństwa powinniśmy zwiększyć dystans.

Jan Pieniążek


PZU GO

Do końca tego roku, PZU jako pierwszy ubezpieczyciel w Europie, zaproponuje kierowcom rewolucyjne rozwiązanie. PZU GO to innowacyjny system, który automatycznie wezwie pomoc w razie kolizji czy wypadku. Beacon jest samowystarczalny i działa przez trzy lata. Obecnie trwa program pilotażowy. Innowacyjne urządzenie PZU GO zmieści się w dłoni dziecka. Jednak chociaż jest takie małe, potrafi uratować życie. Beacon PZU GO kierowca przykleja na przedniej szybie wewnątrz pojazdu. W razie groźnego zdarzenia na drodze, urządzenie za pośrednictwem bluetootha łączy się z aplikacją w naszym telefonie i wysyła sygnał do Centrum Alarmowego PZU. Nasi pracownicy próbują skontaktować się z kierowcą. Jeśli nie odbierze telefonu - na miejsce wypadku natychmiast wysłane zostaną służby ratunkowe. Pomysł PZU GO jest podobny do systemu eCall, w który od 31 marca wyposażony powinien być każdy nowy samochód (z nową homologacją) w Unii Europejskiej. Trzeba jednak pamiętać o tym, że średni wiek samochodu w naszym kraju wynosi powyżej 10 lat. Zanim więc eCall będzie powszechnie dostępny dla Polaków, miną lata. Nie chcemy na to czekać. Dlatego właśnie PZU, największy ubezpieczyciel w Polsce, proponuje urządzenie ratujące życie wszystkim naszych klientom, bez względu na to, jak wysłużonymi autami jeżdżą. Obecnie trwa program pilotażowy PZU GO. Chcemy mieć pewność, że sprzęt i oprogramowanie zadziała poprawnie w każdej sytuacji i rozróżni wypadek od innych zdarzeń drogowych. Sprawdzamy, czy urządzenie zawsze prawidłowo informuje naszą centralę. Mamy nadzieję, że znacząca większość, a nawet wszyscy, klienci PZU skorzystają z rozwiązania PZU GO. Jesteśmy przekonani, że jeśli dzięki systemowi uda się uratować życie choćby jednej osoby to, nasze rozwiązanie ma sens. Po wypadku liczy się absolutnie każda sekunda. PZU Go działa błyskawicznie. Gdy nasze centrum alarmowe dostaje sygnał o wypadku, natychmiast dzwonimy do kierowcy i jeśli nie odpowiada – od razu informujemy służby ratunkowe, podając precyzyjną lokalizację pojazdu. PZU GO może w przyszłości uratować wiele ludzkich istnień.

Marek Baran, dyrektor Biura Komunikacji 116 Korporacyjnej PZU

Więcej możesz przeczytać w 51/2018 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także