Wygląda na to, że karta LGBT+ nie cieszy się wielkim poparciem wśród Polaków. Dlaczego więc Pana zdaniem Rafał Trzaskowski zdecydował się na tak zdecydowane lansowanie tego projektu?
Dr Zbigniew Girzyński: Polacy w większości nie popierają tego typu ideologicznych projektów. I w skali ogólnokrajowej bez wątpienia Rafał Trzaskowski nie zyskał tym poklasku. Jednak decydując się na podpisanie karty LGBT + prezydent Warszawy nie kierował się bynajmniej poparciem dla związków partnerskich wśród Polaków, ale realnym zyskiem w stolicy. Mieście liberalnym, w którym tego typu postulaty zyskują poklask. Stosunek do karty LGBT w innych regionach kraju nie jest problemem Trzaskowskiego, ale Schetyny i Koalicji Europejskiej.
Czy można powiedzieć, że Trzaskowski zyskuje w stolicy, ale w skali ogólnopolskiej jest problemem dla Koalicji Europejskiej i całej opozycji?
W pewnym sensie problemem jest, bo tego typu pomysły nie pomagają wygrać Koalicji Europejskiej w skali całego kraju, mogą co najwyżej przynieść wzrost poparcia w Warszawie. Z drugiej strony, w pewnym aspekcie może pomagać. Bo problemem dla KE jest partia Wiosna Roberta Biedronia. Gdyby przeanalizować poprzednie wybory, zsumować wyniki wszystkich partii tworzących Koalicję Europejską, powinny razem uzyskać 44 proc. KE w żadnym sondażu takiego wyniku nie ma. A więc głosy tych partii nie dodają się. Otwarte jest pytanie, czy Trzaskowski podejmując ideologiczne decyzje w stolicy nie poszerza elektoratu o potencjalnych wyborców Wiosny. Bo walka w interesie LGBT to postulat, z którym ja się nie zgadzam, ale to jedyny konkretny postulat tego środowiska. Postulat ważny dla dość wąskiej grupy społecznej, ale jego realizacja może pomóc ten elektorat przynajmniej częściowo przejąć. Tu pokazuje się taki dwugłos – do ludzi bardziej nastawionych lewicowo swój przekaz kieruje Rafał Trzaskowski, do tych bardziej konserwatywnie – Grzegorz Schetyna.
Konserwatywna kotwica – to było zapowiadane, w wypowiedziach Schetyny. Patrząc jednak dziś na Koalicję Europejską, trzeba ocenić, że z tej konserwatywnej kotwicy niewiele zostało…
Wydaje się, że to celowe działanie – w wyborach europejskich KE skręca mocno w lewo. Sojusz z postkomunistami, Włodzimierz Cimoszewicz, symbol postkomunistycznej lewicy, na eksponowanym miejscu w Warszawie, czy wspomniane postulaty światopoglądowe są dowodem na to, że w wyborach europejskich KE idzie właśnie po taki elektorat, próbując przy okazji zmarginalizować, przynajmniej osłabić Biedronia i jego ruch. W wyborach europejskich to sensowna i przemyślna strategia.
Dlaczego?
Są to wybory, w których frekwencja jest najmniejsza. Idą głosować ludzie zdeklarowani, o wyrazistych poglądach. Stąd na przykład doskonały wynik Korwina pięć lat temu, którego partia – Kongres Nowej Prawicy dostał się do PE. Jestem natomiast przekonany, że przed wyborami do polskiego Sejmu i Senatu PO nagle odświeży sobie pamięć o konserwatywnych ideach i na jej liście znajdą się też politycy swego czasu uznawani za konserwatystów.
Czytaj też:
"Trzeba dać odpór homopropagandzie". Winnicki zaprasza rodziców do Sejmu ws. karty LGBT+
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.