Czy „Powidok”, ostatni film Andrzeja Wajdy, stanowi ostateczne rozliczenie twórcy z komunizmem, z którym – jeśliby wierzyć jego słowom –walczył całe życie, jeśliby zaś posłuchać przeciwników reżysera (a nie brakuje ich) – ulegał mu, do perfekcji doprowadzając sztukę oportunizmu? Osobiście powiedziałbym, że reżyser „Popiołu i diamentu” posiadł umiejętności treserskie: wyuczył się oswajać bestię, sprawił, że w zetknięciu z nim okazywała swą niemoc, wypadały jej kły, pazury ulegały stępieniu.
Alfa, czyli gawot z figurami
Rzeczywiście, mniej lub bardziej ukryty, był to jednak jego wróg. Kiedy go zabrakło, artysta stracił busolę. To nie przypadek, że chcąc pognębić PiS, porównywał go do PZPR. Wajda skamieniał w dawnym obrazie Polski i świata, wbrew temu, co głosił publicznie. A na przykład czytelnikowi niemieckiemu – pośrednictwem „Die Welt” – wmawiał, że „wiele z tego, co się obecnie dzieje, widzieliśmy już przed 1989 r. Jedna partia wyznacza konkretnych ludzi na konkretne stanowiska. To, czy dana osoba posiada kwalifikacje, nie ma znaczenia”. „Nie o taką Polskę walczyliśmy – stwierdzał, parafrazując Wałęsę. – To, co obecnie dzieje się w Polsce, nie zatrważałoby mnie aż tak bardzo, gdyby te skrajne lub mniej skrajne prawicowe ruchy w całej Europie nie miały dzisiaj więcej do powiedzenia niż przed czteroma laty. Dzisiaj Polska jest częścią Europy, ale nie tej Europy, której się spodziewaliśmy, którą chcieliśmy. Ta część Europy, która nas bardzo niepokoi, zmierza w kierunku skrajnego ekstremizmu. Faszyzm znów odżywa”.
Na użytek krajowego odbiorcy przedstawiał taki oto obrazek (w „Gazecie Wyborczej”): „Polacy miotają się od ściany do ściany, przynajmniej ta część, która nie chce się skonfrontować z cywilizowaną Europą. Świat się zmienia, chcemy czy nie chcemy, a my mamy odwracać się od czego, siedzieć w papuciach przy kominku i czytać Sienkiewicza? Za chwilę nawet kominka nie będzie, bo wytniemy lasy i spalimy wszystko, co jest do spalenia”. Charakterystyczny jest ten antysienkiewiczowski wypad; reżyser, istotnie, nie ekranizował dzieł noblisty z 1905 r., ale wcześniej nie widział w tym żadnego tytułu do chwały.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.