„Kurier Francuski…” – niby komedia o złotych czasach dziennikarstwa, a tak naprawdę seria pytań o relacje twórca – dzieło i artysta – świat.
Wszystko dzieje się w tym filmie tak szybko, że gdyby podobną metodę zastosował Lech Majewski w „Angelusie”, to zamiast o krótkiej historii o domorosłych filozofach z Janowca zdążyłby opowiedzieć całe dzieje Polski i jeszcze zostałoby mu pół godzinki na naszych sąsiadów. Przyzywam nazwisko Majewskiego nie bez powodu, on z polskich twórców jest najbliższy postrzeganiu kina przez Wesa Andersona: kina jako serii skomponowanych z precyzją obrazów. Nie ujęć – obrazów.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.