Właśnie dlatego utrudniano im drogę do czytelnika, a skoro nie można było ich po prostu spalić, to czyniono wszystko, by zadać kłam – i książkom, i autorom. N a początek Simon Leys (naprawdę Pierre Ryckmans) i jego „Nowe szaty przewodniczącego Mao” (1971), którymi autor – sinolog znający Chiny od podszewki – obalił rozpowszechnioną przez zachodnich maoistów tezę, jakoby rewolucja kulturalna była „cywilizacyjną zmianą paradygmatu”. Nic z tego, był to zwykły zamach stanu, który jednak pochłonął niezwykłą, bo wyrażaną w milionach, liczbę ofiar.
Numer dwa: „Archipelag Gułag” (1973) Aleksandra Sołżenicyna i wszystko jasne. Ten mitoman, pajac, show-biznesmen, naturalnie antysemita i nacjonalista śmiał uznać za zbrodniarza nie tylko Stalina, co samo w sobie już jest grzechem nieomal śmiertelnym, lecz także Lenina i Trockiego.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.