Każda taka tragedia to dwa spektakle. Ten pierwszy jest przerażający: pozostają rozsypane po okolicy szczątki pasażerskiego samolotu albo dryfujące przedmioty zmyte przez fale z pokładu. Rozrzucone bagaże pośród płonących kolejowych wagonów. Albo gruz budynków zdmuchniętych eksplozją. I ciała, wszędzie ciała.
Bezlitosna gra
Potem nadchodzi drugi spektakl. Ten nie jest przerażający, lecz odrażający; zwykle rozgrywa się za kulisami. Bo oficjalnie przecież wszyscy pracują dla dobra śledztwa i oficjalnie wszyscy oferują wszelką pomoc, i oficjalnie nie będą szczędzić wysiłków, bla, bla, bla. A tak naprawdę rozpoczyna się bezlitosna gra. Kto winien? Kto zawiódł? Kto powinien zapłacić? Stanowiskiem, odszkodowaniem, reputacją, może wyrokiem, jeśli udowodnione zostanie, że niedbałość czy zaniechanie przyczyniły się do tragedii. Prawda nie jest ważna, ważne są interesy (zwykłe oraz polityczne). Oglądaliśmy niedawno w SkyShowtime serial „Lockerbie: W poszukiwaniu prawdy” („Lockerbie”, 2025). Był to świetny przykład, jak dobra i zaskakująca może być opowieść o sprawach, które niby wszyscy znają, bo przecież w mediach opisywane były po wielokroć i na różne sposoby.
Lina ratunkowa dla tych wszystkich, którym nie na rękę nadmiernie intensywne poszukiwanie prawdy: błąd ludzki. Oczywiście najlepiej zrzucić wszystko na kapitana, pilota, maszynistę – on i tak nie żyje, a tylu innych ocali posady. Bo tu przecież czekają nowe interesy do ubicia, biznes musi się kręcić. Co z tego, że ktoś czegoś zaniechał, nie dopilnował, zawalił przegląd albo zlekceważył nadzór. Każdy winny ma przełożonych, ci przełożeni mają swoich przełożonych, a tamci swoich dyrektorów, prezesów itd. I co? Wszyscy niby teraz mają cierpieć? Dość cierpienia – wołają więc faryzeusze, którzy zawsze chcieliby, żeby nie tylko przyczyną był ludzki błąd, lecz także żeby dociekanie prawdziwych przyczyn tragedii w ogóle nie miało miejsca.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
