Jeśli nie widzieliście - znajdźcie sobie w sieci najnowszy wywiad Obamy dla amerykańskiej stacji ABC.
„Choć amerykańska polityka w sprawie Syrii mogła w ostatnim czasie sprawiać wrażenie "chaotycznej i nieskoordynowanej", przyniosła oczekiwane rezultaty – takimi słowy prezydent USA demonstrował oficjalny optymizm w swojej pierwszej wypowiedzi po sfinalizowaniu w Genewie dyplomatycznego dealu Jim Kerry –Sergiej Ławrow o woli zniszczenia syryjskiej broni chemicznej. Jeszcze mniej przekonujący był Obama gdy kwaśno komentował manifest Władimira Putina w "New York Timesie" pouczający Amerykanów jak prowadzić politykę międzynarodową. - Zimna Wojna się skończyła. To nie jest konkurs między USA a Rosją - ripostował gospodarz Białego Domu.
Barack Obama przekonywał, że nie warto zwracać uwagi na wrażenie "chaosu" w działaniach Waszyngtonu –skoro efekt dyplomatyczny jest obiecujący. - Nie martwię się kwestiami stylu - podkreślał Obama. - Interesuje mnie jedynie, żeby polityka przynosiła rezultaty - dodał.
- Moim celem było zapewnienie, że to, co stało się 21 sierpnia, nigdy więcej się nie powtórzy - mówił prezydent, nawiązując do ataku chemicznego na rozkaz, który uśmiercił wg różnych ocen do ponad 1400 osób, w tym wiele dzieci. - Teraz mamy możliwość sprawić, że taka sytuacja już więcej się nie powtórzy - przekonywał Obama.
Ciekawe. Jeszcze dwa tygodnie temu wszyscy odnosili wrażenie, że Waszyngton mówił o konieczności pociągnięcia Asada do odpowiedzialności za chemiczną masakrę.
Prezydent USA musiał wreszcie rozbawić wszystkich tych, którzy znają mentalność rosyjskiej dyplomacji. Podkreślił, że cieszy się z zaangażowania Putina w próby rozwiązania konfliktu syryjskiego, ale „kwestia ta nie powinna być traktowana jako pole rywalizacji pomiędzy dwoma mocarstwami”.
A co jeśli będzie polem rywalizacji Moskwy i Waszyngtonu?
Co wtedy zrobisz rezolutny Baracku?
Znów wraca jak bumerang Amerykańskie przekonanie, że Rosjanie - tak jak oni – z pewnością chcą załatwić problem Syrii, aby uzyskać zadowalający wszystkich consensus.
Tymczasem Moskwa takie sprawy wykorzystuje do wzmocnienie przede wszystkim swoich wpływów i osłabienia swoich partnerów w dyplomatycznych dealach. I robi tak zawsze, chyba, że napotka na siłę lub zdecydowanie. Ale dziś Obama ani psychicznej siły ani zdecydowania nie ma.
Gdy oglądałem Obamę przypomniał mi się inny prezydent USA – Jimmy Carter. On także z kwaśną miną udowadniał w latach 70.,że Ameryka idzie w dobrym kierunku, choć USA znosiło wtedy takie upokorzenia jak więzienie pracowników ambasady amerykańskiej w Teheranie lub porażka w Nikaragui.
Witajcie w świecie Ameryki bez wigoru. I nie zdziwcie się, gdy w tym świecie coraz częściej natkniecie się na przebiegłą twarz Władimira Putina.