Przez ostatnie dni każdorazowe otwarcie najbardziej popularnych portali informacyjnych – od gazety.pl i tvn24.pl po Onet.pl – oznaczało zalew informacji na temat polskich księży oskarżonych o pedofilię. Sprawa stała się tematem numer jeden. Aż tu nagle dziś, w ten piątkowy poranek, pusto z tematem na wspomnianych portalach. Jest, owszem, tu i ówdzie jakieś echo wcześniejszych doniesień, czy też komentarz. Ale to tylko nędzny cień medialnego wzmożenia poprzednich dni.
Co się stało? Problem zniknął? Skąd. Tak jak też nie pojawił się nagle z niejakim ks. G. Media, te z samookreśleniem „obiektywne”, działają według raczej oczywistych mechanizmów. Owczy pęd – to zrozumiałe. Brak wiary w inteligencję widza czy czytelnika – to też oczywiste. Jako przykład można tu podać, że TVN nie wysyłał korespondentów do relacjonowania rewolucji w Egipcie, ale już do Dominikany bardzo chętnie.
Owczy pęd połączony z przekonaniem o głupocie własnego widza łączy się z przekonaniem, że można mu wmawiać, iż tygodniowy serial o problemie jest wyrazem troski. A późniejsze milczenie i przełączenie się na inny serial – np. o matkach dzieciobójczyniach czy sprzedaży zepsutego mięsa – jest świadectwem społecznego zaangażowania. Dużo część widzów i internautów rzeczywiście ma ograniczone kompetencje intelektualne więc powyższe zachowania uchodziły i uchodzą bezkarnie.
Ledwie wczoraj postawiłem na jednym z portali społecznościowych zarzut – nie kierując tego personalnie – że media nie zauważają ofiar pedofilów innych niż ci w sutannach. Zatem dzielą ofiary na lepsze i gorsze. Tym, którzy padli ofiarą zboczeńców w sutannach należy się współczucie i troska. Ci, którzy padli ofiarą wychowawców w domu dziecka (vide: Szropy, pow. Malbork), nauczycieli, opiekunów w rodzinie zastępczej itp. itd. nie zasłużyli na tygodniowy festiwal troski. W odpowiedzi pewna dziennikarka telewizyjna zarzuciła mi, że napisałem nieprawdę. Bowiem przecież media zajmowały się panami Samsonem i Kroloppem. Cóż, sprawa Samsona zaczęła się w 2004 r., a Kroloppa w 2003 r. Czyli już niedługo, jakieś tylko dziesięć lat, i doczekamy się zainteresowania mediów zboczeńcami innymi niż ci w sutannach. Raz na dwie dekady powinno wystarczyć.
Pojawia się przy tym argument – podnoszony np. przez Monikę Olejnik w sprawie Romana Polańskiego – że nie należy zrównywać pedofila w sutannie ze świeckim zboczeńcem. Bo, przywołując argumenty Olejnik, Polański i Hollywood nie nauczali moralności. Prawda! Chociaż Kodeks Karny nie rozróżnia pedofilów uczących moralności i jej nie uczących. Ale wskazywano go nam jako autorytet i wzór. Nie darmo broniący go minister Sikorski mówił, że mało kto zrobił tyle dla Polski co Polański.
Ciekawe jest też to, że chyba każdy pedofil ze świecznika – od Cohn-Bendita, przez Samsona do Polańskiego – może liczyć na środowiskową solidarność. Polańskiego bronili Wajda, Odorowicz, Olbrychski, Zanussi, Hołdys. Czy ktoś postawił zarzut, że środowisko aktorskie systemowo skrywa pedofilię? Chyba nie, a szkoda.
Wszystko to wywołuje nieodparte wrażenie, że nie chodzi tu o ochronę dzieci przed zboczeńcami, ale bardziej o „dokopanie czarnemu”. Jak w Irlandii, czy USA. Bo prawda, że Polański, Cohn-Bendit, Krolopp i Samson nie byli księżmi. Ale czy ich ofiary mniej cierpiały z tego powodu? Chyba, że założymy, że są ofiary lepsze i gorsze.