– Jarosław Kaczyński skorzystał z szansy, która mu się nadarzyła. Pojawiła się wola ze strony Jacka Saryusz-Wolskiego, aby wziąć udział w tego typu grze. Sytuacja była taka: albo korzystamy z tej okazji, podejmując pewne ryzyko, albo odpuszczamy, zakładając, że to nie może się udać – mówiła o działaniach Polski w sprawie Tuska Kamila Baranowska.
Jej zdaniem prezes PiS „podjął grę, licząc, że wywróci stolik, na którym wszystkie karty były poukładane”. – Kaczyński mógł przewidywać, że jakieś nowe możliwości się otworzą. (…) Te kalkulacje nie musiały być całkiem bezzasadne, jak próbuje się je dzisiaj przedstawiać – oceniła dziennikarka „Do Rzeczy”.
Czytaj też:
Kaczyński strategiem politycznym? Komorowski: To początek końca tej legendy
Węgry też za Tuskiem
Baranowska mówiła, że nie wiadomo, kiedy pojawiła się możliwość wystawienia Jacka Saryusz-Wolskiego jako kontrkandydata Donalda Tuska w wyścigu o fotel szefa Rady Europejskiej i być może PiS nie miał wystarczająco dużo czasu na dyplomatyczną rozgrywkę, bo decyzję trzeba było podejmować szybko.
– Takiej skali klęski nikt w PiS pewnie nie przewidywał. Było oczekiwanie, że być może Grupa Wyszehradzka, Węgry czy Wielka Brytania staną po naszej stronie, mimo wszystko. Tutaj pewnie się trochę przeliczono – zaznaczyła dziennikarka.
Czytaj też:
Koniec przyjaźni z Węgrami? EUobserver: Polskie trolle atakują Viktora Orbana