1 maja były prezydent opublikował na swoim Facebooku pismo do byłego szefa UOP Andrzeja Milczanowskiego. Z dokumentu wynika, że Służba Bezpieczeństwa kupiła działkę obok posiadłości szefa NSZZ "Solidarność" w Zdunowicach (woj. pomorskie). Esbecy mieli tam prowadzić "kontrolę operacyjną" Wałęsy.
Czytaj też:
"Wałęsa znowu pokazuje dowód, że kradł dokumenty z archiwów. Gdzie jest prokuratura?"
Gdzie są służby?
Historyk Piotr Gontarczyk powiedział w rozmowie z "Faktem", że były prezydent od lat publikuje dokumenty, których nie powinien posiadać. Dodał, że Wałęsa "sprywatyzował" ich mnóstwo, co nie jest żadną tajemnicą. – Pytanie, dlaczego nie zajmują się tym odpowiednie służby? – podkreślił.
Według prof. Antoniego Dudka, członka Rady IPN, były prezydent powinien zwrócić tajne dokumenty i wyjaśnić, skąd je ma. Z kolei zdaniem prof. Tomasza Nałęcza, byłego doradcy prezydenta Bronisława Komorowskiego, na Wałęsę "poluje cały PiS-owski aparat propagandowy", dlatego były lider "S" "broni się na różne sposoby", ponieważ jest "zaszczuwany".
Czytaj też:
Ziemkiewicz: Jeden prezydent sfałszował maturę, drugi dyplom, a trzeci kradł papiery i kapował
ABW nie komentuje sprawy
"Fakt" ustalił nieoficjalnie, że dokumentem Wałęsy zainteresowało się ABW. – Sprawa jest nam znana. Nie komentujemy jej – powiedział Stanisław Żaryn, rzecznik ministra-koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego.
Gazeta podkreśla, że pisma, które znalazło się na facebookowym profilu byłego prezydenta, nie ma w żadnych archiwach państwowych. Dokument może pochodzić z teczki Wałęsy zdekompletowanej przez niego w 1992 roku.
Więcej w "Fakcie".