– Ja mówię: przyjdźcie pracować, dyżurujcie, a za te dyżury dostaniecie większe pieniądze. Większe to znaczy między 60 zł za godzinę, nawet do 100 zł za godzinę. Dyżur trwa w dni powszednie od 17,5 godziny do 24 godzin w weekendy – tłumaczył dr Rosłon.
Dziennikarz prowadzący audycję policzył, że za jeden dyżur w sobotę lub niedzielę lekarz może zarobić 2400 zł. – Tak. Natomiast mimo tego, że oferuję takie – wydaje mi się spore pieniądze – nie mam chętnych, dlatego, że oferuję to w miejscach, w których dochodzi do największego obciążenia i narażenia lekarza – mówił dyrektor szpitala w Międzylesiu.
Dopytywany, ile dyżurów w jego placówce może wziąć jeden lekarz, odpowiedział, że 6-7. – Pracując na etacie rezydenckim, ja w zależności od roku rezydentury i od tego, jaka to jest specjalność, dostaję od 3200 zł do prawie 3900 zł brutto – dodał.
Ocenił, że problem zaczął się od negocjacji pielęgniarek z prof. Marianem Zembalą, ministrem zdrowia w rządzie Ewy Kopacz. – Wtedy podpisano kaskadowy wzrost wynagrodzeń, który doprowadził do bardzo dużej destabilizacji w systemie wynagrodzeń wszystkich grup pracowniczych – wyjaśnił.
Jak dodał, "pielęgniarki po trzech latach licencjatu zarabiają więcej niż lekarz rezydent na starcie". – Uważam, że odpowiednie grupy zawodowe, w stosunku do wykształcenia powinny być w odpowiedni sposób wynagradzane – zaznaczył dr Rosłon.
Czytaj też:
Kaczyński zabrał głos ws. protestu lekarzy