Niedawno burzę wywołała wypowiedź szefowej niemieckiego MON Ursuli von der Leyen, która stwierdziła, że "trzeba wspierać demokratyczne ruchy młodzieży myślące inaczej niż ich rządy". – Mam dzieci, które studiowały w Polsce, akurat kiedy nastał nowy rząd. Ten zdrowy, demokratyczny ruch oporu, młodego pokolenia, również tam w Polsce musi być wspierany – stwierdziła.
Rzecznik niemieckiego resortu obrony oświadczył, że słowa minister zostały źle przetłumaczone i wyrwane z kontekstu. W związku z tą sprawą minister Antoni Macierewicz wezwał niemieckiego attaché obrony do złożenia wyjaśnień. Nie zostały one jednak przyjęte przez polską stronę.
Czytaj też:
Burza po słowach niemieckiej minister na temat Polski. Jest oświadczenie
Dworczyk: Ja sobie tego nie wyobrażam
– Czy pan sobie wyobraża sytuację, w której przedstawiciel polskiego rządu nawołuje polityków albo jakąś grupę społeczną w innym kraju NATO czy Unii Europejskiej do tego, żeby atakowała własny rząd? Ja sobie tego nie wyobrażam – oświadczył w TVN24 wiceszef MON Michał Dworczyk.
Jak podkreślił, "to, że attaché obrony Niemiec został wezwany po niedopuszczalnej wypowiedzi minister obrony narodowej tego kraju, nie jest niczym nadzwyczajnym". Dworczyk tłumaczył, że "istnieje coś takiego jak dyplomacja wojskowa". – Ataszaty są na całym świecie, każdy poważny kraj je posiada – dodał. Wiceminister zapewnił, że reakcja MON była uzgodniona z MSZ.
Czytaj też:
Waszczykowski: Niemcy wzmacniają opozycję w Polsce. Jesteśmy oburzeni