Czy można w jednym zdaniu popełnić trzy błędy? Jak się okazuje można, nawet jeśli chodzi o kraj tak blisko położony Polski, jak Węgry; nawet jeśli od 5 lat jako prezydent jest się konstytucyjnie odpowiedzialnym za politykę zagraniczną RP. Pogrożenie w telewizyjnej debacie przez pana prezydenta Komorowskiego podatkami wysokimi niczym na Węgrzech* było o tyle zabawne, że to właśnie w tym kraju natychmiast po dojściu Orbána do władzy podatki zostały obniżone: PIT do 16% (dla wszystkich), CIT dla małych i średnich firm do 10%.
Na Węgrzech podniesiona została jedynie o jeden punkt procentowy górna granica podatku VAT. Podobnie zresztą, jak stało się to przed kilku laty „tymczasowo” w Polsce. Z tą różnicą, że na Węgrzech posłużyło to do zatrzymania zadłużania się kraju. Pozytywna ocena polityki makroekonomicznej rządu Orbána, zamieszczona w kwietniowym raporcie Międzynarodowego Funduszu Walutowego, jest tutaj bardziej, niż wymowna.
Być może najbardziej ciekawe w wypowiedzi prezydenta było tak naprawdę jednak to, co pominął, a z czego w ostatnich latach faktycznie stał się słynny kraj naszych bratanków: podatki nałożone na banki, firmy telekomunikacyjne oraz na sklepy wielkopowierzchniowe, z których rząd Orbána co prawda obecnie się wycofuje, ale warto zauważyć, że dopiero po tym, jak banki zawarły kompromis z tutejszymi frankowiczami, a wielkie zagraniczne sieci zaczęły wykazywać zyski z prowadzonej przez siebie działalności handlowej.
Ten ostatni przykład jest dla Polaka ciekawy jeszcze przynajmniej z jednego powodu. Na Węgrzech ani prezydent, ani premier nikogo nie musi instruować w sprawie kokard narodowych. Czy się to komuś podoba czy nie, w dniach poprzedzających najważniejsze święto narodowe – rocznicę wybuchu Wiosny Ludów, każdy dostaje taką kokardę gratis do robionych zakupów. Niezależnie od tego, czy robi je w Tesco, Aldi czy jakiejkolwiek innej węgierskiej czy zagranicznej sieci handlowej.