Wystarczy 20 SMS-ów, aby sparaliżować ważne instytucje w głównych miastach Polski i ewakuować tysiące ludzi. Zarówno premier, jak i szef MSW stwierdzili, że nie chodzi o terroryzm, ale o chuligańskie wybryki. Co więc będzie, gdy skrzyknie się kilkuset chuliganów? Czy będą decydować o losach naszego kraju?
Czy tak działa dobrze funkcjonujące państwo? Okazuje się, że nie trzeba nas atakować zbrojnie, wystarczy wysłać większą liczbę SMS-ów. Być może dlatego, że nasze siły porządkowe zajęte są ochroną Zygmunta Baumana, na którego dybią faszystowskie hordy. Dybią niespecjalnie, bo – jak pokazał to filmik wrzucony na YouTube – Bauman snuł się samotnie po korytarzach uniwersyteckich, ale nikt niczego złego nie chciał mu robić.
Media głównego nurtu donoszą jednak o napaści na niego. Dziennikarka radiowej Trójki widziała nawet ręce podniesione w hitlerowskim pozdrowieniu, mimo że nikt na sali wykładowej gestów takich nie czynił. W pierwszych doniesieniach czytaliśmy, jakoby przeciwnicy Baumana krzyczeli: „Wy…dalaj”. W rzeczywistości skandowali: „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę” i „Norymberga dla komuny”. Zwłaszcza to drugie hasło nie powinno budzić sprzeciwu.
Młodzi ludzie w Niemczech w latach 60., którzy protestowali przeciw obecności dawnych nazistów w życiu publicznym, wychwalani byli przez intelektualne środowiska. Niekiedy protesty przybierały formę rękoczynów. We Wrocławiu protestujący byli od tego dalecy. Nie przeszkadzało to egzaltacjom Bartłomieja Sienkiewicza, Barbary Kudryckiej czy Rafała Dutkiewicza, którzy lamentowali nad zdziczeniem „nacjonalistycznej hołoty” i na wyprzódki przepraszali funkcjonariusza KBW.
Bauman nigdy nie rozliczył się ze swojej przeszłości. Zakłamuje ją nadal. W wypowiedzi dla angielskiego „Guardiana” z 2007 r. skraca swoją niesławną służbę do trzech lat (w rzeczywistości było ich osiem), a także przedstawia instalację komunizmu w naszym kraju jako wybór Polaków. Zabijanie polskich patriotów nazywa Bauman „walką z terroryzmem”, a agenturalną działalność na rzecz wojskowej bezpieki, czyli Informacji, zaangażowaniem w… kontrwywiad. „Cóż, to kontrwywiad. Każdy dobry obywatel powinien współpracować z kontrwywiadem. To była jedyna rzecz, którą utrzymywałem w tajemnicy, bo podpisałem zobowiązanie, że tajemnicy dochowam”.
Nie dość więc, że Bauman działał w zbrodniczej organizacji i był jej szpiclem. Nadal to usprawiedliwia, a tym samym spotwarza pamięć polskich patriotów.
Jego obrońcy zachłystują się jego uznaną, międzynarodową, filozoficzną „wielkością”. Znowu kompleksy? Jednak przyjmijmy bezdyskusyjnie ową „wielkość”. Jakakolwiek by ona była, z pewnością nie dorasta do roli, którą w myśli światowej odgrywali Carl Schmitt czy Martin Heidegger. Ich zaangażowanie w nazizm miało charakter teoretyczny i nie zostali nagrodzeni za udział w polowaniach na przeciwników III Rzeszy. Mimo to, po wojnie, w ramach denazyfikacji utracili pracę, a sprawa ich niechlubnego epizodu w życiorysach była obiektem publicznego zainteresowania i zgorszenia.
Czy koryfeuszy intelektualnego życia III RP nie interesują związki między stalinizmem a postmodernizmem, nawet jeśli mają one wyłącznie biograficzny charakter? Skądże! Ciekawość taka może mieć wyłącznie faszystowski charakter! •