Jeżeli Platforma ulegnie…
  • Jan FiedorczukAutor:Jan Fiedorczuk

Jeżeli Platforma ulegnie…

Dodano: 
Lider Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna
Lider Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna Źródło: PAP / fot. Radek Pietruszka
Taki Mamy Klimat || Przez lata rodzimi liberałowie i lewicowcy byli na tle zachodniej Europy niezwykle umiarkowani. Nowy Sejm jednak wyraźnie oddalił się od tych wzorców. Co więcej, wszystko wskazuje, że to dopiero początek zmian. Lewica wywiera coraz większą presję na PO, a Schetyna pokazał, że dla utrzymania się na fotelu szefa partii jest gotowy na wszystko. Jeżeli ulegnie presji i skieruje Platformę Obywatelską na lewo, to – w dłuższej perspektywie – będzie to oznaczać zapateryzację Polski.

Wielokrotnie pisałem, że dla uratowania własnej pozycji w partii Grzegorz Schetyna będzie w stanie poświęcić wiele – łącznie ze słupkami poparcia samej Platformy Obywatelskiej. Taka jest właśnie geneza obecnej szopki z Małgorzatą Kidawą-Błońską. Lider PO wystawił ją przed październikowymi wyborami jako kandydatkę na premiera jedynie po to, aby to na nią spadło odium porażki (pisałem o tym już wcześniej).

Również ratowaniu szefostwa Schetyny był podporządkowany pomysł wystawienia Kidawy-Błońskiej jako kandydatki PO na prezydenta. Nie ma znaczenia, że po bliższym poznaniu ta kobieta bardziej przypomina Ryszarda Petru w spódnicy niż poważnego polityka; nie ma znaczenia, że nie radzi sobie z tłumem, że jąka się przy własnych kolegach z partii i nie jest w stanie poprawnie złożyć zdania – chodziło tylko o to, aby uniemożliwić Donaldowi Tuskowi powrót do Polski.

Ten powrót i tak był wątpliwy (pisałem o tym już wiele miesięcy temu w tekście „Tusk przechodzi na emeryturę”), ale Schetyna wolał dmuchać na zimne. Czy Tusk by pokonał Dudę czy nie, to nie miałoby znaczenia, jego powrót do realnej polityki byłby dla obecnego szefa PO tragiczny w skutkach i de facto oznaczałby koniec kariery Schetyny na fotelu lidera. Tymczasem „król Europy” odżeglował no kolejną unijną posadę, gdzie, owszem, może bawić się w animatora wewnętrznych procesów opozycji, ale jego wpływ będzie odległy i osłabiony. Wątpliwe, by poważnie zagroził obecnemu szefowi partii.

Odsiecz z Poznania

I w końcu Jacek Jaśkowiak. Schetyna ma ponoć mu sprzyjać w walce z Kidawą-Błonską i gra na to by ją osłabić. Jak ustaliła Wirtualna Polska, Jaśkowiak za poparcie okazane Schetynie i start w prawyborach ma dostać funkcję w zarządzie partii oraz awansować na lokalnego „barona”. Nie wiem czy to prawda, ale znając obecnego lidera PO – bardzo możliwe. „Kocha i rozumie władzę, potrafi uwieść rozmówców szczerością, by następnego dnia ograć ich bezlitośnie” – tymi słowami miał go ocenić Tusk. Być może Kidawa-Błońska przekona się o tym na własnej skórze.

Sam Jaśkowiak jest jednak obojętny Schetynie, a głośne prawybory miały tylko jeden, jedyny cel – odsunąć od lidera PO widmo rozliczeń. Warto przypomnieć, że przecież zaraz po przegranych wyborach wprost mówiło się o potrzebie usunięcia Schetyny z fotela szefa Platformy. Budka, Mucha czy Zdrojewski zupełnie jawnie podważali jego przywództwo. Całą szopka z debatą Kidawa-Błońska-Jaśkowiak miała na celu oderwanie mediów od kwestii powyborczych rozliczeń i skupienie uwagi wszystkich na „kandydatach na kandydata”.

Dzięki temu zapał rewolucyjny wewnątrz samej PO ustanie, a po wybraniu ostatecznego kandydata okaże się, że do wyścigu prezydenckiego zostało już tylko kilka miesięcy. Schetyna będzie mógł wtedy zaserwować starą śpiewkę – wszystkie ręce na pokład, kto nawołuje do rozliczeń, ten wzmacnia PiS! Precz z piątą kolumną Kaczyńskiego itd. Powtórzy dokładnie to samo, co mówił przez ostatnie cztery lata, gdy w partii zaczynało dziać się gorzej. Zresztą dzisiejsze "wybory" na kandydata tylko to potwierdziły.

U progu nowej epoki

Prawica, a szczególnie te osoby sympatyzujące z obozem rządzącym, patrzą z mieszaniną politowania i schadenfreude na grajdołek Platformy. Nie dostrzegają chyba, że tak jak Schetyna nie wahał się po kawałku zatapiać PO, byle tylko ratować swoją władzę, tak samo bez mrugnięcia okiem pokieruje swoją partię w nurty liberalizmu obyczajowego, którego polscy prawicowcy tak się obawiają.

O PRL-u jako „zamrażarce” obyczajowej mówiono już nie raz. Była ona na tyle skuteczna, że nawet SLD po dojściu do władzy nie starało się „zawracać kijem Wisły” i pewnych podstawowych norm obyczajowych nie podważała.

Z punktu widzenia prawicowca zatroskanego stanem dzisiejszej Europy podział na PO-PiS był – pod pewnymi względami oczywiście – korzystny, gdyż cementował ten stan rzeczy. Oto o władzę zaczęły walczyć dwie centrowe formacje (fakt, PO było bardziej partią „nijakości” niż centrum, ale to osobny temat). Oba ugrupowania, które zdominowały Polskę, ewidentnie nie były zainteresowane kolportowaniem zachodniej rewolucji na ojczyste ziemie. I tak np. czego by nie mówić o Donaldzie Tusku, to trzeba przyznać, że przez 7 lat swoich rządów nie uległ podszeptom postępowców i nie dopuścił do zmian o charakterze rewolucyjnym.

Ten stan rzeczy jednak się kończy. Jak pisałem kilka tygodni temu – epoka PO-PiSu powoli przemija. Obie partie pozostaną aktywnymi graczami, ale cała scena wokół nich zacznie się zmieniać. I nie chodzi tu o roszady personalne czy przepływ elektoratu. Sprawa dotyczy o wiele poważniejszych kwestii – zmian światopoglądowych w samym społeczeństwie.

Sejm na lewo

Jeszcze w 2016 roku w rozmowie z tygodnikiem „Do Rzeczy” Schetyna zapewniał, że jest zwolennikiem utrzymania „konserwatywnej kotwicy” w partii. Pamiętajmy jednak, że były to inne czasy i inny parlament. Wybory wygrał PiS, prezydentem został kandydat PiS (co było szokiem dla lemingów, których świat się rozpadł – pisałem o tym w zeszłym tygodniu), a trzecią siłą w Sejmie stał się Paweł Kukiz, który wprowadził korwinistów i narodowców. Polska wtedy przesuwała się na prawo, więc i lider PO uwzględniał to w swoich wypowiedziach (a ta o „kotwicy” padła wszak niecały rok po wyborach)

Tamten Sejm jest już jednak pieśnią przeszłości. Lewica dostała się do Sejmu i bardzo możliwe, że zagości tam na trwałe. I to nie lewica spod znaku Leszka Millera, tylko taka, której symbolem stanie się zapewne Maciej Konieczny butnie składający ślubowanie z gestem rewolucjonistów – zaciśniętej wyciągniętej pięści. W kraju, który tyle wycierpiał od lewicowych radykałów (brunatnych i czerwonych) – smutny widok.

Co gorsze, niewykluczone, że lewica pochłonie Platformę, której antypisowski elektorat zrozumie, że Schetyna nie jest w stanie obalić Kaczyńskiego i w desperacji przerzucą swoje głosy na neomarksistę Zandberga i jego wesołą trzódkę – zwolenników „sprawiedliwości społecznej” (czyli grabienia burżujów i rżnięcia kułaków), podległości wobec unijnych środków decyzyjnych, rezygnacji z narodowego charakteru Polski, radykalnych zmian w prawie aborcyjnym itd.

Platforma na lewo

Drugim możliwym scenariuszem (chyba bardziej prawdopodobnym) jest natomiast skolonizowanie Platformy Obywatelskiej przez lewicę. Jasne, postulaty podnoszone przez Schetynę czy Kidawę-Błońską nie będą tak radykalne jak towarzyszy z Razem, ale właśnie dlatego mogą okazać się bardziej niebezpieczne dla polskiego społeczeństwa – oswoją je i przygotują na przyszłość.

A właśnie tego prawica powinna się wystrzegać w pierwszej kolejności – lewicowej rewolty w świadomości społecznej, a nie Tuska, TSUE czy „wrogich mediów”, na które tak chętnie narzekają czołowe postacie prawicy (i to od Kaczyńskiego, przez narodowców, aż po Korwina).

Jaśkowiak, który absolutnie niczym nie różni się od lewicy zachodnioeuropejskiej, jest zaledwie pierwszą jaskółką, która zwiastuje te zmiany. Schetyna zapewne testował, jak daleko już może pójść w radykalizm. W przeszłości pokazał, że gdy przyjdzie czas, to się nie zawaha – skieruje PO na lewo i gdy będzie trzeba ratować fotel szefa partii, to sam ruszy w pierwszym szeregu na marszu LGBT.

Groźba zapateryzacji

Niedawno pisałem, że opowieść o państwie dobrobytu nie starczy na trzecią kadencję i Jarosław Kaczyński musi „wymyślić PiS na nowo”. Gdyby doszło do zastąpienia PO przez Lewicę, to PiS miałby szansę, aby za cztery lata faktycznie zbudować nową narrację i zaprezentować samych siebie jako obrońców normalności – zdroworozsądkowego centrum.

Oczywiście to tylko dywagacje. Jest jeszcze zbyt wcześnie, by to roztrząsać. Biorąc pod uwagę jakiego spustoszenia w polskim społeczeństwie dokonałaby taka bitwa, to pozostaje mieć nadzieję, że nigdy do niej nie dojdzie. Zwolennicy Kaczyńskiego zdają się nie dopuszczać do świadomości tego, że PiS za 4/8/12 lat skończy rządzić i trzeba się zastanawiać nad tym, kto PO Kaczyńskim przyjdzie do władzy.

Bez względu na to, czy z tej ideologicznej bitwy zwycięsko wyszedłby PiS czy lewica, czy Konfederacja, czy ktoś jeszcze inny, to taka wojna (choćby przez samą dyskusję o tych tematach i wynoszenie ich do poziomu kwestii rozstrzygających o wyborach) oznaczałaby już przejęcie lewicowej optyki i usankcjonowanie jej, a co za tym idzie oswojenie polskiego społeczeństwa z lewicowo-liberalną wizją państwa. Byłaby to otwarta droga do zapateryzacji Polski (termin od nazwiska hiszpańskiego premiera, który wprowadził radykalne zmiany społeczne w swoim kraju - legalizację aborcji, "małżeństwa" jednopłciowe, wyprowadził religię ze szkół itd.).

Paradoksalnie zatem los prawicy zależy od Grzegorza Schetyny. Oczywiście nie los Kaczyńskiego, Morawieckiego, nie losy PiS, bo na nie Schetyna nie ma wpływu. Od PO zależy los naturalnego ładu społeczno-politycznego, którego znaczna część w Polsce nadal obowiązuje.

Platforma Obywatelska jest drugim największym obozem w Polsce i w jej stronę w naturalny sposób zwracają się przeciwnicy PiS. Jeżeli ulegnie lewicowej presji, to rewolucyjna fala rozleje się na całą Polskę. Nie nastąpi to może jutro, ani za rok, ani za dwa, ale w perspektywie 10-15 lat dojdzie do poważnych przeobrażeń w Polsce. Sam znałem lewicowców, którzy głosowali na PO z zaciśniętymi zębami. Teraz może nastąpić odwrócenie porządku i to dawni wyborcy PO będą z zaciśniętymi zębami głosować na rewolucyjną lewicę, byle się pozbyć Kaczyńskiego.

A wszystkie prawidła polityczne po prostu wpychają PO w rewiry lewicy. Niestety, stabilny duopol partii centrowych przemija. Wkraczamy w nieznane.

Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.

Zobacz poprzednie teksty z cyklu "TAKI MAMY KLIMAT":

Czytaj też:
Świat Lemingów po prostu się rozpadł

Czytaj też:
Nasz pomnik wstydu

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także