Zakup za gigantyczne pieniądze włoskiego pociągu Pendolino pokazuje, że rząd Tuska nie jest w stanie niczego się nauczyć. Zamiast inwestować w remonty i usprawnienie infrastruktury kolejowej, nabywa luksusowe cacka, które przy obecnym stanie polskich torów i trakcji będą mogły wykorzystać tylko cząstkę swoich możliwości.
Gdyby chociaż skorzystał na tym polski przemysł kolejowy, do współpracy z którym można było zmusić w kontrakcie producenta Pendolino, tak jak robią to inne europejskie kraje. Zwłaszcza że istnieją polskie przedsiębiorstwa w tej branży, które zaczynają wchodzić na europejskie rynki. Jednak minister od zegarków nie jest tym zainteresowany.
W polskich warunkach głównymi atutami Pendolino pozostają jego estetyka i komfort, a biorąc pod uwagę, że podobne jakości można by osiągnąć za bez porównania mniejszą cenę, pozostaje wizerunkowa atrakcyjność. Kiedy oglądamy cały cyrk z pociągiem, który wprawdzie nie może o własnych siłach wjechać na polskie szyny, ale z pompą jest na nie przetaczany, aby głodna zachodnioeuropejskiego luksusu gawiedź oglądać mogła osiągnięcia ministra Nowaka, przestajemy mieć złudzenia, że o coś innego może w tym wszystkim chodzić. Jest to zresztą hipoteza optymistyczna, która nie bierze pod uwagę ewentualnego korupcyjnego tła transakcji.
Z pewnością głównym celem operacji Pendolino jest polityczny marketing, a więc to, na czym wyłącznie zna się ekipa Tuska. Można odnieść wrażenie, że specjaliści, których tak masowo wynajmuje premier, i jego ministrowie tworząc ich zespoły w każdym departamencie, a może i na niższym poziomie, przekonali, że polityka to wyłącznie reklama. Na wszystkie problemy władza potrafi odpowiadać tylko w jeden sposób: więcej tego samego. To zresztą nie tylko problem rządu. Główne media i dziennikarscy celebryci biadają przede wszystkim nad „problemami komunikacyjnymi” władzy. Innych nie są w stanie dostrzec.
Nastawione wyłącznie na marketing, a więc skrajnie cyniczne działania ekipy Tuska mają destrukcyjny wpływ nie tylko na stan kraju, ale także personalnie na członków partii i rządu. Wyobrażenie, że wszystko jest wizerunkiem, a więc grą pozorów, musi prowadzić do intelektualnego wyjałowienia. Minister Nowak jest tego dobitnym przykładem. Zamiast zastanawiać się, co zrobić, aby naprawić stan polskiego kolejnictwa, wyskakuje z kolejnymi, wymyślonymi przez „ekspertów”, kosztownymi wizerunkowymi sztuczkami. Być może nigdy nie wiedział on, że działanie publiczne może polegać na czymś innym. Od studenckich lat zajmował się przecież reklamą i z niej przeszedł do polityki, a może nie tyle przeszedł, co po prostu zmienił tylko nazwę na to samo, co robił wcześniej. Jakby nie było, za jego mianowanie i kolejne poczynania odpowiada premier.
Pierwszym działaniem w dziedzinie kolejnictwa po objęciu przez Nowaka ministerialnego stanowiska była wielka i profesjonalna kampania reklamowa. Z olbrzymich billboardów dowiadywaliśmy się, że podróże polskimi kolejami są lepsze niż loty samolotem. Luksusowe afisze wisiały jeszcze, gdy kolejnictwo przeżywało pierwszy wielki zawał w III RP: dojechanie na czas przestało być możliwe, a i dotarcie gdziekolwiek po polskich torach stanęło pod znakiem zapytania.
Od tego czasu sytuacja nieco się poprawiła, ale trudno powiedzieć, aby wróciła do normy, a jeżdżenie polskimi kolejami ciągle przypomina hazardową grę. Jako remedium dostaliśmy Pendolino.
Ten rząd się nie zmieni. Pozostaje tylko jego zmiana.
foto: Jjajjo/wiki