Bitwa Warszawska znów zaskoczyła rządzących „patriotów”
  • Maciej PieczyńskiAutor:Maciej Pieczyński

Bitwa Warszawska znów zaskoczyła rządzących „patriotów”

Dodano: 
Kadr z filmu "1920 Bitwa Warszawska".
Kadr z filmu "1920 Bitwa Warszawska". Źródło: Materiały prasowe
PiS po raz kolejny udowadnia, że w swojej polityce historycznej woli użalać się nad klęskami, niż krzewić dumę ze zwycięstw. To ma być partia patriotów? W teorii tak, w praktyce też, tyle że dosyć nieudolnych.

Od sześciu lat rządzi nad Wisłą opcja, która szła po władzę między innymi pod sztandarami patriotyzmu, wstawania z kolan, obrony interesu narodowego, dobrego imienia Polski itd., itp. Te wszystkie szczytne hasła miały też konkretny wymiar historyczny, ideowy i geopolityczny. Mianowicie – opcja ta od zawsze konsekwentnie potępiała komunistyczną przeszłość i również od zawsze konsekwentnie ostrzegała Zachód przed agresywnymi działaniami rosyjskiego imperializmu, aspirując do miana przedmurza tegoż Zachodu przed „wschodnim barbarzyństwem”. Patriotyzm PiS miał więc w teorii od zawsze antykomunistyczny i antyrosyjski (by nie napisać „rusofobiczny”) charakter. A do tego był mocno zakorzeniony w historii. Bo to nie współczesny „fajnopolacki” patriotyzm, tylko patriotyzm, oparty na polityce historycznej.

A skoro tak, to jakie wydarzenie z przeszłości powinno być wykorzystane w tworzeniu swoistego pisowskiego mitu założycielskiego? Odpowiedź wydaje się oczywista. 18. najważniejsza bitwa w dziejach świata. Polacy ratują nie tylko swoją państwowość, ale i Zachód przed bolszewicką nawałą. Mniejsza teraz o niuanse – co by było gdyby, dokąd by doszła Armia Czerwona, gdyby nie my itd. Przecież nie chodzi o wnikliwe badanie historii, ale o budowę narodowego mitu wokół konkretnego wydarzenia historycznego – mitu, który ma wartość eksportową. Mitu zrozumiałego dla współczesnej Europy. W 1920 r. Polacy pod wodzą Piłsudskiego, w sojuszu z Ukraińcami, pokonali Rosjan i komunistów jednocześnie, blokując ich marsz na Zachód. Dla zapatrzonych w Piłsudskiego antykomunistów, rusofobów, wspierających Ukrainę w wojnie z Rosją, a do tego łaknących uznania ze strony Zachodu taki mit jest wręcz mitem idealnym. Eksportowym!

A tymczasem… Rok temu setna rocznica Bitwy Warszawskiej całkowicie zaskoczyła „patriotów” z PiS. Nie było defilady – za to w podobnym (pod względem walki z epidemią) czasie odbywały się wiece wyborcze kandydatów na prezydenta. To już pokazuje, że bieżąca walka polityczna okazała się ważniejsza od ponadczasowych symboli. Polityka partyjna – od polityki historycznej, rzekomo tak istotnej dla PiS. A przede wszystkim – nie zostało otwarte tak długo obiecywane muzeum bitwy. Nie powstał pomnik. Dziś, w 101. rocznicę, dalej nie ma – ani hucznej defilady z udziałem głów najważniejszych dla nas państw, ani muzeum, ani pomnika. To jest wstyd. To jest wizerunkowa katastrofa partii, rzekomo patriotycznej, antykomunistycznej i antyrosyjskiej.

I nie zmienią tego pikniki wojskowe, imprezy w muzeum w Sulejówku. To jest zresztą wielki problem – wciąż 15 sierpnia traktowany jest z reguły tylko jako Święto Wojska Polskiego. W zasadzie mogło być gorzej – rocznica największego zwycięstwa w historii Polski mogła przegrać z nie najważniejszym przecież w kalendarzu liturgicznym świętem kościelnym. Ale problem w tym, że wciąż 15 sierpnia to tylko święto wojska. A to przecież święto Polski. Idealna data, wokół której można zbudować całą wielką, patriotyczną narrację. Taką, jaką PiS – i szerzej, prawica – zbudował wokół Żołnierzy Wyklętych. Przecież to też „tylko” żołnierze. A jednak stali się wręcz kodem kultury. Wartością, drogą nie tylko fanom historii i militariów. Symboliczny jest fakt, że tegoroczny Bieg Tropem Wilczym, z powodu pandemii, przełożony został właśnie na 15 sierpnia. Tym sposobem jeszcze mocniej kult Wyklętych przysłoni kult pogromców bolszewików.

Można by stwierdzić: a co za różnica?! I tutaj i tutaj walczyli polscy bohaterowie przeciwko komunistycznym najeźdźcom! To prawda. Ale różnica jest, i to kolosalna. Jedni przegrali, drudzy – wygrali. Od razu zaznaczę – chylę czoła przed Żołnierzami Wyklętymi. Cześć i chwała bohaterom! Ale, po pierwsze, polska polityka historyczna jest tematem Wyklętych wręcz przesycona. Ile można?! Nawet Armia Krajowa nie cieszy się dziś taką popularnością i takim uznaniem jak żołnierze powojennego podziemia antykomunistycznego. A po drugie… Zbyt często powtarzamy „chwała zwyciężonym!”. A jednak w naszym interesie narodowym leży, by częściej powtarzać hasło „chwała zwycięzcom!”. Jesteśmy narodem ofiar – to prawda, i o tym trzeba mówić, opowiadać światu. I to robimy. Ale zbyt rzadko chwalimy się światu, że jesteśmy też narodem zwycięskich bohaterów! Rywalizacji z Żydami o to, który z „narodów wybranych” jest większą ofiarą, raczej nie wygramy. Ale możemy powalczyć o miano narodu-zwycięzcy!

Rosjanie mają swój Dzień Zwycięstwa 9 maja. Naprawdę chcemy pogromcom faszyzmu przeciwstawiać skazany na porażkę ruch partyzancki? Promujmy swój dzień zwycięstwa 15 sierpnia! Jak do tej pory na świecie – od Waszyngtonu po Moskwę - rywalizują dwie narracje na temat historii Polski. Pierwsza, dominująca, to obraz Polaków – antysemitów, faszystów, niewdzięczników, którzy tylko trochę bili się z Hitlerem, a tak na ogół mu pomagali. Druga to ta, którą obecna władza usilnie, ale bezskutecznie próbuje promować – Polacy to naród ofiar, „moralnych zwycięzców”, którzy przegrali, bo zostali zdradzeni o świcie przez zły Zachód i zły Wschód. Wiele w tej drugiej narracji prawdy, ale nie jest to obraz, budzący respekt, co najwyżej politowanie. Dlatego kreujmy trzeci wariant – Polacy to naród zwycięzców, pogromców bolszewizmu! Zostawmy już w spokoju „moralne zwycięstwo” powstańców warszawskich – nikogo to nie interesuje.

Historię piszą zwycięzcy – i my piszmy historię o zwycięzcach. Bo jest o kim. Ale oczywiście Bitwa Warszawska nie wzbudza takich emocji jak Powstanie Warszawskie czy Wyklęci – jej weterani dawno już nie żyją, nie da się jej osadzić w tkance stolicy, bo rozegrała się na jej przedpolach, nie da się więc też wykorzystać tej rocznicy politycznie, na użytek wewnętrzny. Wreszcie – ta bitwa po prostu nie pasuje do polskiej mentalności. Samobójczej mentalności „moralnych zwycięzców” a realnych – pisząc językiem współczesnym – przegrywów. Ale siła polityczna, mieniąca się siłą patriotyczną, powinna robić wszystko, by tę mentalność zmienić od wewnątrz – wspierając jakiekolwiek formy oddolnego i tworząc jak najwięcej form odgórnego kultu Bitwy Warszawskiej, a następnie wykorzystać tę zmienioną mentalność na zewnątrz – pokazując światu, że Polacy to Zwycięzcy.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także