W czwartek wieczorem Sejm przegłosował rozporządzenie prezydenta o przedłużeniu stanu wyjątkowego na wschodniej części terytorium Polski o 60 dni.
Za głosowało 237 parlamentarzystów, przeciw było 179 posłów, a 31 wstrzymało się od głosu.
Przed głosowaniem odbyła się burzliwa debata w Sejmie. Politycy opozycji zarzucali PiS-owi, że nie ma żadnych podstaw do kontynuowania stanu wyjątkowego, a zabieg ma służyć tylko ograniczeniu dostępu mediów do tego, co dzieje się na granicy polsko-białoruskiej.
Jednym z bardziej emocjonalnych wystąpień były słowa poseł KO wygłoszone z sejmowej mównicy. Katarzyna Piekarska wyraźnie straciła panowanie nad sobą. Z kolei poseł Prawa i Sprawiedliwości pytał polityków opozycji: „No lewactwo, ręka w górę, kto przyjmie pod swój dach zboczeńca, który gwałcił krowę albo kobyłę?”.
O słowa Piotra Kalety został zapytany jego partyjny kolega, Kosma Złotowski. Europoseł przyznał, że tamtego wieczoru emocje poniosły zbyt wielu polityków.
– Debata była bardzo emocjonalna i wielu parlamentarzystów zachowywało się nie tak, jak przystoi dla tak ważnej sprawy – powiedział w "Kropce nad i" na antenie TVN24.
Kryzys na granicy
Polityk był również pytany o sytuację imigrantów na granicy polsko-białoruskiej. W szczególności chodzi o dzieci, które przebywają tam razem z rodzicami.
– Przypuszczam, że dzieci i rodzice są bezpieczne na Białorusi, pod czułą opieką Aleksandra Łukaszenki, który je tam zaprosił – powiedział Złotowski.
– Wiemy, w co gra Łukaszenka. Znamy jego umowy o ruchu bezwizowym z wieloma państwami. Wiemy, że na białoruskich krajowych lotniskach przyjmowane są samoloty z zagranicy i wiemy, do czego to prowadzi – dodał europoseł.
Czytaj też:
Złotowski: Opozycja jest zaślepiona nienawiścią do PiSCzytaj też:
Europoseł PiS nie chce pozywać KE. "Wynik takiego postępowania jest jasny"