SPECJALNIE DLA DO RZECZY | ś. p. Wojciecha Kilara, zmarłego 29 grudnia wybitnego polskiego kompozytora, którego pogrzeb odbywa się dziś w Katowicach wspomina Stanisław Dybowski, muzykolog, publicysta i krytyk muzyczny:`
Strata wybitnego Polaka zawsze jest bolącym ciosem. Ale w przypadku Wojciecha Kilara jest ciosem wyjątkowym, ponieważ dotyczy naszej kultury. Po latach, w perspektywie historycznej, nie przywołujemy polityków, przywódców, a właśnie ludzi kultury, twórców, którzy wnieśli coś do skarbnicy sztuki. Zachwycając się psalmami Mikołaja Gomółki do słów Jana Kochanowskiego, nie przywołujemy króla, który rządził wówczas Polską. Będąc w Luwrze, nie wspominamy Ludwików francuskich…
Patrząc na dokonania twórcze Wojciecha Kilara jeszcze nie wiemy, jakie miejsce zajmie on w naszej kulturze i koło kogo postawi go historia. Dzisiaj wiemy, że był kompozytorem wybitnym, niepowtarzalnym i jedynym, niemającym naśladowców. Wiemy także, że jego muzyka przemawiała do wszystkich, ponieważ wypływała z chęci publicznej wypowiedzi, talentu i potrzeby serca. Ani jedna nuta nie powstała z koniunktury. Nawet zamówienia filmowe – napisał muzykę do blisko 130 filmów – nie miały nic z rutyny, z przymilenia się odbiorcy, z poszukiwania poklasku i… pieniędzy…
Jeśli jakiegoś artystę nazywamy czasem „sługą Bożym”, to Kilar takim był. Muzyka wypływająca z niego nosiła wszystko to, czym żył i czym był przesiąknięty. I choć tego z pozoru nie widać, jego muzyka zawiera wartości, które wyznawał. Stąd może jego sztukę odbieramy, jako muzykę bardzo ludzką, stąd ma tak wielką siłę i przyciąga słuchaczy. Ale jest w niej coś jeszcze bardzo istotnego: nie ma fałszu, a czuje się dobroć i szczerość…
Kilar zawsze stał z dala od władzy, od salonów różnych towarzystw, establishmentu, od pochlebców. Mieszkał w swoim małym domku, zbudowanym z muzyki. Nie lubił o nim opowiadać, ani się na jego temat rozwodzić. Pisał same nuty i one były dla niego wszystkim: o nich myślał, układając w głowie, będąc np. na spacerze. Nie kalkulował, nie silił się na oryginalność za wszelką cenę. Nie podglądał innych, by być „na fali”, a miano awangardzisty nie budowało jego dumy. W swoim muzycznym domku był wolnym człowiekiem, cieszył się tą wolnością, ale także niezależnością. To wielki komfort i przywilej chodzić z podniesioną głową, mając koło siebie wspierającego Stwórcę, dającego nadzieję i inspirację…
Kilar nie zmarnował talentu, jakim Stwórca go obdarzył. Cały czas go pomnażał, a doskonaląc siebie, doskonalił swoją muzykę. I to była właściwa, bardzo prosta droga, którą doszedł wysoko.
Twórczość Kilara biegła dwoma torami. Na jednym położyć możemy muzykę filmową, pisaną na zamówienie, na drugim dzieła, które chciał napisać z potrzeby wewnętrznej. Te drugie niosą w sobie różne przesłania, jakich dzisiaj, być może, jeszcze do końca nie rozumiemy. Czy zgłębiliśmy wszystkie pokłady „Missa pro pace”, „Bogurodzicy”, „Requiem dla ojca Kolbe”, „Króluj nam Chryste”, „Angelus”. A dzieła z nurtu folklorystycznego, jak „Krzesany”, „Kościelec 1909”, „Orawa”, „Exodus”, poza komunikatywną powierzchownością, trafiły już do naszej polskiej mentalności?
Był okres, kiedy kompozytor błądził życiowo. Ale wówczas zwrócił się o pomoc i zawierzył Królowej Polski. „Na Jasnej Górze odnalazłem wolną Polskę…. i siebie” – powiedział publicznie, nie wstydząc się tego wyznania. I zwyciężył! stał się silny i odporny, a jednocześnie utwierdzony w przekonaniu, że muzycznie idzie dobrą drogą…
Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.
Zapraszamy do wypróbowania w promocji.
