POCZYTANKI | Dawno nie czytałem książki Stephena Kinga, po której tak bardzo widać byłoby, jak wielką frajdę sprawiało autorowi jej pisanie.
Amerykański mistrz powieści popularnej (już nie tylko horroru, bo przecież w ostatnich latach równie często pisze kryminały) bawi się w „Billym Summersie” elementami znanymi doskonale z wielu innych książek i filmów. Układa je po swojemu, układa je, śmiem twierdzić, z przymrużeniem oka. Bo jakże moglibyśmy serio traktować historię zawodowego kilera, który dla niepoznaki czyta komiksy, a w wolnych chwilach zastanawia się nad pokrewieństwem Zoli i Dickensa oraz tajnikami „Teresy Raquin”?
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.