PŁYWANIE W KISIELU| Kiedyś nazywało się to meliną, dziś – politpoprawnie – squatem. Teoretycznie squat to pustostan, porzucona ruina, w której osiedlają się bezdomni.
W praktyce natomiast squaty, mnożące się w polskich miastach, tych rządzonych przez PO i lewicę, to objęte patronatem samorządów partyjne biura radykalnej lewicy, łączące funkcje noclegowni i ośrodka działalności polityczno-propagandowej. Mieszczą się w budynkach należących do miasta, fakt, że niekoniecznie tych w najlepszym stanie, ale za zgodą właścicieli. Nierzadko nawet ich mieszkańcy płacą za prawo zasiedlania symboliczną złotówkę, by uniknąć kłopotów z policją państwową. Regularnie odwiedzane są przez dziennikarzy i innych lewicowo--liberalnych gości, dla których organizują konferencje prasowe i szkolenia.
Źródło: DoRzeczy.pl