Jak informuje RMF FM, podczas czwartkowego szczytu Unii Europejskiej przywódcy państw członkowskich otrzymają listę sankcji wobec Rosji przygotowaną przez unijną dyplomację. Lista zawiera konkretne działania, które mają być odpowiedzią na różne możliwe scenariusze wydarzeń na granicy z Ukrainą.
Tamtejszy wywiad, a także służby amerykańskie, potwierdzają, że Kreml gromadzi wojska na granicy z Ukrainą. Wielu ekspertów uważa, że Rosja może zaatakować swojego zachodniego sąsiada na początku 2022 roku.
Putin poniesie koszty
Wiceminister spraw zagranicznych jest pewien, że jeśli Rosja zdecyduje się zaatakować Ukrainę, to poniesie tego wysokie koszty.
– Polskiej dyplomacji zależy na tym, aby już dziś określić wysokość tych kosztów – zaznaczył Marcin Przydacz na antenie Polskiego Radia 24. – Chodzi o to, aby zniechęcić prezydenta Rosji, by zmienił swoją agresywną politykę. Jeśli już dziś jako UE pokażemy, jak silna będzie reakcja, na jakie wsparcie będzie mogła liczyć Ukraina, to w ten sposób możemy powstrzymać Putina. Zajmował się tym minister Zbigniew Rau podczas obrad ministrów spraw zagranicznych 27 krajów UE, utrzymując europejską jedność i wypracowując potencjalną reakcję – dodał wiceszef MSZ.
Polityk przyznał, że nie dopuszcza "do myśli sytuacji", w której Unia Europejska przechodzi obojętnie wobec faktu rosyjskiej agresji na Ukrainę.
– To byłoby trochę w stylu polityki XIX wieku. Mamy do obrony wartość podstawową, czyli suwerenność i integralność terytorialną niepodległego państwa ukraińskiego. Reakcja jest konieczna. Nie powinna być przy tym spóźniona, ale wczesna – stwierdził i dodał, że ostatnie dyplomatyczne wysiłki prezydenta Andrzeja Dudy oraz premiera Mateusza Morawieckiego miały na celu "pobudzeniu myślenia w tej sprawie".
Czytaj też:
Przydacz: Dzięki temu czujemy się bezpieczniejCzytaj też:
Przydacz: Dla dobra UE ta decyzja powinna już dawno zapaść