Dęta hipokryzja

Dęta hipokryzja

Dodano: 
Szczepionka na tle polskiej flagi, zdjęcie ilustracyjne
Szczepionka na tle polskiej flagi, zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Łukasz Gągulski
Dziennik Zarazy | Wpis nr 671 || Jak nie idzie, to nie idzie (jak mawiał mój faworyt – Czarzasty). PiS forsuje, sam nie wiem po co, ustawę dotyczącą restrykcji kowidowych. Na siłę, na rympał.

Na komisjach ciężko znaleźć posłów, którzy by za tym stali, dali się skonfrontować z innymi opiniami. Czyli jak zwykle, wygrywa siła demokracji. Tym razem przedstawicielskiej, czyli w naszym wypadku, przemielonej przez maszynkę ordynacji proporcjonalnej. Bo gdybyśmy mieli większościową, to dziś każdy poseł kicałby u siebie w okręgu i tłumaczyłby się przed swoimi wyborcami z takich poczynań. W naszym systemie nie musi tego robić, bo musi się tłumaczyć jedynie przed wodzem swojej partii, bo to on wybiera posłów przy zielonym stoliku, przy którym ustala się kolejność kandydatów na listy. A więc jak wyżej – suweren może sobie pogadać do pustych krzeseł.

A więc czemu nie idzie, jak widać z powyższego, że iść musi? Ano okazało się, że jedyni identyfikowalni z tą ustawą oficjele, ultrasi sanitaryzmu, czyli posłowie Piecha i Hoc, choć są za wprowadzeniem obowiązków szczepiennych wobec (na razie) wybranych grup obywateli, to sami nie bardzo chcą się poddać takiej procedurze. Czyli wyszło (sorry) szydło z worka, że innym to owszem, ale sobie to nie bardzo. Polska 2050 zaproponowała poprawkę do ustawy, w świetle której posłowie i senatorowie mieliby podlegać obowiązkowi szczepiennemu, a komisja, również głosami naszych dwóch wyrywnych proszczepionkowców (dla innych) poprawkę uwaliła. Zresztą nasz peeselowski tygrysek sanitarny, czyli Kosiniak-Kamysz, sam wstrzymał się od głosu w tej sprawie, co świadczy o tym, że również środowisko medyczne, mimo głośnych deklaracji, jak dojdzie do nich samych, to relatywizuje kwestie skuteczności i potrzeby aplikowania sobie tego eliksiru. Innym – proszę bardzo.

Płaskoziemcy mogą mieć rację?

Takie działania wpisują się w foliarski przekaz i są kolejnym dowodem z rzeczywistości, że płaskoziemscy antyszczepionkowcy mogą mieć rację. Ci wariaci utrzymują bowiem, że władze to tak sobie gadają, zaś same sobie tego cuda nie aplikują. W internetach, bo przecież nie w mediach nadawczych, pełno zdjęć jak minister Niedzielski kłuje się długopisem, Kamala jest dziabana jakąś łamiącą się igłą, premier Izraela (któryś z tych kolejnych) jest tylko muśnięty strzykawką. I to tylko w tych występach na pokaz. Jak to tam jest naprawdę, jak ktoś z władz deklaruje, że się zaszczepił w zaciszu, to kowidowy bóg raczy wiedzieć. Ludność utrzymuje, że zadeklarowane 10-20% medyków (w innych krajach znacznie więcej), którzy sami sobie poskąpili tego eksperymentu, to tylko ułamek dzielnej prawdy. Większość ponoć sama sobie załatwiła kwit szczepienny, o co wśród kolegów po fachu nie powinno być trudno.

We Włoszech szacuje się, że tak ze 30% paszportów jest lewych, na czym ma zarabiać organizująca to wszystko mafia włoska. Wydaje się to racjonalne, bo ta organizacja zawsze wyłapywała bzdury państwowe i je monetyzowała. Jest to część kowidowej hipokryzji ogólnoświatowej, odbębniania pustego rytuału, takiego jak maseczki dla trębaczy, zakładanie maseczek na korytarzach ale zdejmowanie w pokojach, zabawa w zdalne nauczanie i pracę, maszyna losująca kwarantann, wreszcie w dopuszczanie do „normalnego” życia na podstawie kwitu szczepionkowego, choć można równocześnie być chorym i zakażonym i eliminowanie z niego człowieka negatywnie przetestowanego, bezobjawowego, tylko dlatego, że takiego kwitu nie ma.

Wyalienowanie władzy

A więc poselscy emisariusze szczepień sami się nie chcą szczepić. To kiepskie ambasadorostwo. Znowu pokazuje wyalienowanie władzy od suwerena. Tym razem to faul wobec najpotulniejszej grupy szczepionkowych entuzjastów i konformistów. Rządzący ciężko doświadczają tę grupę swoją hipokryzją. I jak tu wierzyć później w te publiczne zaśpiewy o skuteczności, ostatnich prostych i jeszcze jednym wysiłku? I ci wszyscy zawierzeni stoją w tej chwili opuszczeni z trzecią strzykawką w ramieniu i widzą, że chyba dali się nabrać. Za to koronarealiści mają kolejny dowód, że to jednak jest jakaś hucpa i że dobrze, iż nie dali się na nią nabrać.

Pozostaje ostatnia rzecz. Media. Przecież to jest (był?) super temat dla dziennikarzy. W normalnym świecie, przy takiej niekohernecji deklaracji i działań ludzi władzy żurnaliści powinni ruszyć gremialnie do jej przedstawicieli, by obnażyć hipokryzję. Od tego są. A tu nic, nawet w mediach opozycyjnych nie wykorzystuje się tej okazji, by wykazać „sprośne błędy, niebu obrzydłe”. Nic, zero. To dowodzi kolejnej szkodliwej cechy kowida. Kompletnej zapaści mediów i roli dziennikarzy w tym trudnym czasie. Całe towarzystwo wylądowało w plemiennym piekle, które tym razem idzie w poprzek podziałom politycznym. Jest to podział na koronaentuzjastów i koronarealistów. Jak to idzie można poznać po tym, że tylko ci pierwsi dostępują zaszczytu dobrze płatnego bytowania w mediach oficjalnych. Ci drudzy, realiści, zadający niewygodne pytania, są z tego nurtu natychmiast eliminowani, większość nawet nie musi być wywalana, bo tam nigdy nie miała wjazdu. To ostateczny dowód na niehalo oficjalnego przekazu. Coś musi być nie tak, skoro trzeba się chować ze swoją prawdą za kowidową tarczą cenzury.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”

Czytaj też:
Odkryto gen odpowiedzialny za predyspozycję do ciężkiego przechodzenia COVID-19
Czytaj też:
Nietypowy apel Lichockiej. Zwróciła się do Nowak ws. szczepień

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także