Nie milkną echa środowego orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, w którym oddalono skargę Polski i Węgier na rozporządzenie Komisji Europejskiej wprowadzające zasadę "pieniądze za praworządność". W praktyce będzie to oznaczało, że KE uzyska sposobność do zwiększenia presji na Warszawę i Budapeszt w kwestii zmian w prawie krajowym obu państw. W przypadku Polski może chodzić o reformę wymiaru sprawiedliwości. Sama przewodnicząca KE Ursula von der Leyen w wydanym oświadczeniu po wyroku TSUE nie kryła, że Komisja zamierza skorzystać z takiej możliwości.
Kwaśniewski: Niebezpieczny moment
Jerzy Kwaśniewski podkreśla, że TSUE swoją decyzją potwierdził, że UE poza traktatami, bez zgody i ratyfikacji Państw Członkowskich, "może tworzyć mechanizmy sankcyjne, które pozwalają większości szantażować mniejszość".
"Podobno TSUE przyznał, że wstrzymanie środków musi być »proporcjonalne i uzasadnione«. No to poczytajmy. Otóż obiektywizm decyzji Komisji ma wypływać z jej oparcia w ocenach... Komisji Weneckiej, Europejskiej Sieci Sądownictwa i innych »międzynarodowych organizacji i sieci«" – wskazuje Kwaśniewski.
Prezes instytutu Ordo Iuris komentuje, że działalność TSUE to w rzeczywistości "legalizacja praktyki pozatraktatowego włączenia w procedurę stosowania prawa UE aktów miękkiego prawa międzynarodowego". Chodzi o akty prawa formalnie niewiążące, tworzone przez organizacje międzynarodowe, a nie państwa. "Niebezpieczny moment" – zaznacza.
"Jak podkreślono w komunikacie TSUE, wstrzymanie wszystkich środków musiałoby wynikać z ochrony przed zagrożeniami wpływającymi na całość środków UE. Chyba nie ulega wątpliwości, że tak właśnie będzie interpretowany zarzut upadku niezależnego sądownictwa w PL" – konkluduje Kwaśniewski.
twitterCzytaj też:
Unijna praworządność jako koń trojańskiCzytaj też:
"Ostatni gest Polski w stronę Komisji Europejskiej". Kuźmiuk o najnowszej inicjatywie PiS