Dyplomata w rozmowie z Onetem stwierdził, że kraje Zachodu zmieniają swoje nastawienia do Rosji i że agresja na Ukrainę na stałe zmieni relacje z Moskwą: "Niewątpliwie większość zachodnich partnerów Rosji, szeroko rozumianego Zachodu, zdała sobie sprawę, że model
Nowakowski nie ma wątpliwości, że wojna osłabi pozycję Władimira Putina. "W wypadku porażki rosyjskiej – zarówno pełnej, jak i częściowej – gdy Rosjanie musieliby przyjąć warunki ukraińskie, to byłby szybki i zdecydowany koniec Putina. Czy to w wyniku przewrotu pałacowego, czy w wyniku nacisków np. wojskowych. W przypadku jakiegoś zgniłego kompromisu wydaje się, że Władimir Putin też wyjdzie z tej wojny niesłychanie osłabiony" – mówi były ambasador.
Potrzebny język siły
"Niespodzianką, jaką powinniśmy sprawić Rosjanom, powinno być przesunięcie części amerykańskich rakiet średniego zasięgu z Niemiec na terytorium krajów flanki wschodniej, żeby Rosjanie poczuli się autentycznie zagrożeni (...). Jeśli byśmy w Łotwie, Estonii, czy Rumunii rozlokowali rakiety Tomahawk, to oznaczałoby, że one dolecą do Moskwy w ciągu pięciu minut – tak jak straszył Władimir Putin. To zmieniłoby sytuację strategiczną, a jednocześnie byłoby twardą, ale niekonfrontacyjną odpowiedzią, nieprowadzącą do tego, żeby – przynajmniej na tym etapie – żołnierze NATO-wscy i rosyjscy mogli do siebie strzelać" – analizuje rozmówca Onetu.
Czytaj też:
Rosyjski samolot naruszył polską przestrzeń powietrzną? MON zaprzecza